Jak pięknie i ciekawie potrafi pisać Kamila Majewska, przekonałam się podczas lektury książki "Wolontariuszka". To powieść, która jest wyjątkowo zgrabnie skonstruowaną historią, napisaną pięknym językiem, którą czyta się jednym tchem i z ogromną przyjemnością.
Styl "Domu w jabłonkach" jest znacznie lżejszy i momentami zabawny, zwłaszcza wtedy, gdy do głosu dochodzi charakterna koza Stefka, ale jednocześnie można w niej znaleźć sporo refleksji na temat korzeni, pochodzenia i pamiątek, które mają ogromne znaczenie w naszym życiu
"Dom w jabłonkach" to niezwykła historia, pełna zapachów domowych przetworów i lekkiego humoru, opowiadająca o kobiecie, która po nieoczekiwanym nabyciu nieruchomości po babci Anieli i wprowadzeniu się do tego domu, stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Jeśli dodać do tego zafiksowaną na punkcie magii przyjaciółkę, poszukiwania skarbu, krnąbrną kozę Stefkę i wyjątkowe jabłka rosnące w sadzie wiecznie naburmuszonego sąsiada Szymona, który grozi nafaszerowaniem śrutem z wiatrówki tyłków Lucyny i kozy, to otrzymujemy przepis na znakomitą, lekką przygodę czytelniczą. Jest tu także szczypta romansu, która stanowi doskonałą przyprawę całości.
Lucyna, po dziesięcioletnim związku z Krzysztofem, który rozpadł się z jego winy, miała całymi dniami leżeć w łóżku, zalewać się łzami i pochłaniać tony lodów - tak przynajmniej uważała jej przyjaciółka, Marlena. Tymczasem.
Lucyna kupiła dom, czym zupełnie zaskoczyła swoją przyjaciółkę, niemal przyprawiając ją o zawał. Okazało się, że nieruchomość, którą kupiła pod wpływem pijackiego impulsu, za dużą kwotę, którą kiedyś zdeponowała jej matka, należała niegdyś do jej babci Anieli. Lucyna słono przepłaciła za ten nabytek, ale wydaje się tym zupełnie nie przejmować.
"Dom w jabłonkach" to świetna, lekka i zabawna historia! Niesforna koza Stefka, wiecznie naburmuszony sąsiad Szymon - właściciel dawnego sadu babci, który broni dostępu do niego niczym lew, choć sam jabłek nie lubi. Na scenie pojawia się także były partner Lucyny, liczący na jej przychylność i umiejętności kulinarne. Do tego nawiedzona przyjaciółka Marlena - początkująca tarocistka, a czasem szalony detektyw lub czarnowidząca wróżka, która w domu babci poszukuje ukrytego skarbu, bo tak przepowiedziały karty. A wszystko to w otoczeniu tajemniczej odmiany jabłek i niezrównanych przepisów babci.
"Dom w jabłonkach" to absolutnie fantastyczna historia! Czytałam ją z nieustannym uśmiechem na twarzy. Powieść zachwyca lekkim stylem pisania autorki oraz świetnie przemyślaną i, co najważniejsze, doskonale skonstruowaną fabułą z nietuzinkowymi bohaterami. Moje serce zdobyła sympatyczna, nieco zadziorna Lucyna, którą od razu polubiłam. Jej pomysły były czasami dość szalone, ale to właśnie przyciągało mnie do jej postaci. Kobieta z charakterem, która nie bała się pobrudzić, wyrazić swojego zdania, wydoić kozę, a nawet pod osłoną nocy, w koszuli nocnej, wyruszyć do sadu sąsiada po jabłka.
Muszę przyznać, że autorka rewelacyjnie ukazała magię domu w Jabłonkach, tworząc niesamowity klimat. Wręcz namacalnie czułam zapach jabłek i potraw gotowanych przez zręczną Lucynę.
"Dom w jabłonkach" to nie jest historia jakich wiele - to nie ckliwy, nic niewnoszący romans, lecz opowieść o dziewczynie, która postawiła na siebie i postanowiła zrealizować swoje marzenia. To powieść pełna uroku, przywołująca zapach domowych wypieków, przetworów, a szczególnie jabłek i cynamonu. Książka ta pojawiła się w moim życiu dokładnie w chwili, gdy jej najbardziej potrzebowałam, pozwalając mi oderwać się od rzeczywistości i zrelaksować. Podczas jej czytania wspomnienia przeniosły mnie do czasów dzieciństwa.
Opinia bierze udział w konkursie