Wiosna, słońce przyjemnie grzeje. Ulica w średniowiecznych Atenach. Sokrates, przenikliwy i posiadający przewrotne poczucie humoru, filozof, spotyka Fajdrosa - ucznia Lizjasza, popularnego w mieście sofisty. Fajdros, pyszny młodzieniec, z pewnym lekceważeniem próbuje zaimponować Sokratesowi wyuczoną na pamięć mową swojego mistrza na temat miłości. Uważa on, że miłość jest postradaniem zmysłów i szaleństwem, dlatego lepiej, aby nie popadać w tę zgubną namiętność. Fajdros stosując liczne zabiegi retoryczne i sofistyczne wybiegi, sprawnie udowadnia tezę swojego mistrza. Sokrates słucha spokojnie, ale co chwila rzuca jakieś ironiczne słówko. Widać, że z pobłażliwością traktuje młodego sofistę. Sokrates nie byłby Sokratesem, gdyby po prostu przedstawił swoją - skrajnie odmienną od sofistycznej - koncepcję miłości. Za pomocą ukrytego szyderstwa i błyskotliwej inteligencji wciąga mędrkującego młodzieńca w delikatną sieć słów i przemieszczeń sensów. Ani się obejrzymy, a z przesłanek Fajdrosa wynikać zaczną wnioski zupełnie odmienne niż by to przewidział młody sofista. Sokrates udowadnia, że miłość jest naturalną potrzebą człowieka; nie cyniczną i nastawioną na jednostronny zysk pożądliwością, ale uczuciem o boskim pochodzeniu. "Boski szał Erosa" - jak sam mówi o miłości - bliski jest szaleństwu proroków i poetów, a więc tych, którzy są w stanie zajrzeć pod powierzchnię rzeczywistości. Błyskotliwy, mądry i przenikliwy hymn na cześć miłości. Na cześć Miłości.