Dla mnie jako wielbicielki historii ze szczególnym umiłowaniem do starożytnych cywilizacji, ta książka to mokry sen. Nie jestem w stanie nic złego powiedzieć o tym tytule, bo zarówno fabuła, bohaterowie, klimat i zarys historyczny jest na najwyższym poziomie.
"Co wie rzeka" przeniosła mnie prostu do XIX-wiecznego Egiptu, w którym zadurzyłam się bez reszty. Klimat tutaj to majstersztyk! Było gorąco, aromatycznie i kolorowo. Autorka co rusz rozpieszczała nas unikatową architekturą, bajecznymi widokami i pysznymi smakołykami. Czułam się tak, jakbym wędrowała z bohaterami po ciasnych uliczkach Kairu lub uczestniczyła w wykopaliskach archeologicznych.
Fabuła od samego początku była dla mnie ogromnie ciekawa, momentalnie się wkręciłam. W książce naprawdę dużo się dzieje. Oprócz głównego wątku, jakim jest rozwiązanie zagadki śmierci rodziców Inez, mamy jeszcze szukanie grobowca Kleopatry, misję w stylu ninja, szpiegowanie i mnóstwo tajemnic. Uważam, że nie sposób się tutaj nudzić, ja stanowczo na nią nie narzekałam.
Bardzo polubiłam się z głównymi bohaterami. Inez jest kobietą upartą, zawziętą i trochę lekkomyślną, co nie jest typowym usposobieniem damy. Myślę, że niektóre jej zachowania mogłyby wywołać skandal "??" I właśnie dlatego tak ją lubię. Próbuje ona zerwać okowy, które trzymają ją i nie pozwalają żyć, tak jakby chciała. Zamknięcie przed światem sprawiło, że jej naiwność jest często wykorzystywana, ale wierzę, że przeżyte wydarzenia, zmienią to w kolejnym tomie.
Kompletnie nie dziwię się Rebecce Ross, że zakochała się w Whitcie, on jest boski (i twarz to mu na pewno Michał Anioł dłutem haratał). Aktualnie jestem obsessed na jego punkcie. Szemrany najemnik o tajemniczej przeszłości, który codziennie zakłada maskę, a w swoim arsenale ma ich kilka. I"m in love ?"
Uwielbiam relacje głównych bohaterów. Zaczyna się w dość zabawny (z pewnością nie dla Whita) sposób, co zaskakuje mężczyznę, bo spodziewał się damy, an Inez z pewnością nią nie jest. Ich relacji towarzyszą docinki, sprzeczki, ucieczki, krzywe uśmieszki i wzajemne przyciąganie. Ten slow burn momentami mnie zabijał.
Zakończenie złamało mi trochę serce, szczególnie po tym, co stało się parę rozdziałów wcześniej. Isabel tak się nie robi!!! Nie godzę się na to i domagam się happy endu!
Dobrze, że premiera drugiego tomu 5 listopada, bo moje serce dłużej nie wytrzymałoby tej niepewności
Opinia bierze udział w konkursie