"Kim naprawdę jestem"- ten tytuł od razu przykuwa uwagęi sugeruje opowieść, która skłoni do głębokiej refleksji. Agnieszka Jeż porusza ważny, ale i bolesny temat ? skupia się na programie Lebensborn, jednym z najmroczniejszych rozdziałów II wojny światowej. To opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości, odkrywaniu przeszłości i mierzeniu się z prawdą, która nie zawsze jest łatwa do przyjęcia. Autorka w charakterystycznym dla siebie stylu łączy historię z emocjami, pokazując, jak losy bohaterów splatają się z wydarzeniami sprzed lat. Jak sama wspomina w posłowiu, tytuł nawiązuje do pytania, które zadawało sobie wiele osób dotkniętych tym okrutnym programem.
Jak recenzować powieść, która jest doskonała pod każdym względem? Są takie książki, wobec których czuję się bezradna jako recenzentka ? bo jak ocenić coś, co wymaga nie tylko literackiej wrażliwości, ale i historycznej wiedzy? Kim naprawdę jestem, to właśnie jedna z takich historii. Opowieść, która nie tylko mną wstrząsnęła, ale i dostarczyła ogromu wiedzy. To historia widziana oczami matek, którym odebrano dzieci i poddano germanizacji, oraz tych dzieci, które po latach dowiadują się, że nie są Niemcami i nigdy nimi nie byli - choć przez całe życie otaczała ich niemiecka rodzina, która kochała je jak własne. To książka, która poruszy każdego, a szczególnie matki.
"Kim naprawdę jestem" to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. Nieszablonowa, nietuzinkowa, wyjątkowa. Historia, która wstrząsnęła mną do głębi. To opowieść pełna pytań, na które nie ma jednej właściwej odpowiedzi. Perfekcyjnie napisana, przemyślana i dopracowana w każdym calu. Bez patosu, bez zbędnych słów. Niełatwo będzie o niej zapomnieć - i nie sądzę, bym chciała.
"Kim naprawdę jestem" to historia dzieci, które były wystarczająco "aryjskie", by trafić do "nowych rodzin", to opowieść o odebranej tożsamości, nadaniu nowej, a także o przerażającym procesie germanizacji polskich dzieci.
"Kim naprawdę jestem" to trudna historia, ale przepięknie napisana, niesamowicie opowiedziana. To obraz powolnej germanizacji polskich dzieci na przykładzie Ewy i Basi, córek Szaflarskich. Dzieci, pozbawione domów i najbliższych, łakną ciepła, życzliwości i miłości. Chwytają się tych, którzy im tę miłość oferują. Każdy tę książkę powinien przeczytać i przeżyć na swój sposób. Oswoić tę historię i zatopić w swoim sercu. Wracać do niej myślami. Opowieść oparta na niedopowiedzeniach, krótkich zdaniach, które jednak brzmiały tak, że aż ziemia się trzęsła. Wystarczyły, by reszta została dopowiedziana przez wyobraźnię.
Największą tragedią przedstawioną w powieści jest los dzieci - istot niewinnych, bezbronnych, pozbawionych domu i rodziców, którym nie pozostawiono wyboru. Wyrwane z korzeniami ze swojego środowiska, obdarte z pochodzenia i narodowości, przeniesione do obcego kraju i obcych ludzi. T
Czy w takim przypadku możemy mówić o miłości? Jak nazwać wyrywanie dzieci z miejsc, które znały, zabieranie ich od ludzi, których zdążyły pokochać, którzy stali się ich rodzicami? Czy to naprawdę było dla dobra dzieci?
Z kolei trzeba postawić się w sytuacji kobiet, które przeżyły tylko dlatego, że wierzyły, iż kiedyś odnajdą swoje dzieci i je odzyskają. Każda matka do końca życia będzie szukała swojego dziecka.
Dramat dzieci, dramat rodziców adopcyjnych i biologicznych. Dzieci, otoczone miłością tam, na obczyźnie, trafiają do Polski, często w gorsze warunki, do rodziców, których nie pamiętają, tęskniąc za tamtą rodziną, w której żyły. Tragedia polskich rodziców, którzy odzyskali swoje dzieci, ale jakby już nie swoje.
Opinia bierze udział w konkursie