Chesters Mill to małe, spokojne miasteczko w amerykańskim stanie Maine. Życie płynie tu swoim zwykłym codziennym rytmem - praca, szkoła, kościół, wieczorem piwko w miejscowej knajpie. Ta standardowa sielanka niknie nagle, dosłownie w ułamku sekundy, gdy nad Chesters Mill zawisa spojrzenie Stephena Kinga. Gdy ten nietuzinkowy pisarz, obdarzony nieziemską wyobraźnią, ma zamiar wtrącić się w życie mieszkańców Chesters Mill, wiadomo, że nic dobrego dla nich z tego nie wyniknie. Oczywiście ta moja przepowiednia już na pierwszych stronach staje się faktem. Bo King, uwielbiający stawiać ludzi pod (krwawą) ścianą, zsyła nad miasteczko niewidzialną i niezniszczalną kopułę z pola siłowego; kopułę, oddzielającą Chesters Mill od reszty świata, przepuszczającą jedynie drobne cząsteczki wody i powietrza. Kopułę, pod którą ludzie przypominają owady nakryte odwróconym słoikiem...
Powieść Kinga to studium psychologii ludzkich zachowań w obliczu globalnego kryzysu. Kopuła staje się bowiem swoistym filtrem, oddzielającym ziarna od plew, uwidaczniającym prawdziwe oblicze mieszkańców miasteczka. I tak, z jednej strony tworzy się obóz tych, którzy próbują zrozumieć pojawienie się kopuły i doprowadzić do jej zniszczenia, a z drugiej - obóz tych, którzy istnienie kopuły wykorzystują do realizowania swoich chorych ambicji i skrywania najniższych, wręcz niegodnych człowieka instynktów. Poprzez takie kontrastowe zestawienie King pokazuje, że ludzka społeczność, stając naprzeciw dotykającego wszystkich zagrożenia, nie jest w stanie ze sobą współpracować, przedkładając osobiste cele nad dobro ogółu. W tym kontekście więcej rozumu mają od nas nawet mrówki przypalane lupą...
"Pod kopułą" to też w pewnym sensie próba odpowiedzi na pytanie kim jesteśmy we wszechświecie. Być może nasza inteligencja, wiedza, technika są niczym w porównaniu z istotami, których istnienia nie dostrzegamy, a które co jakiś czas, ot tak, dla zabawy, mają ochotę nakryć nas kloszem i popatrzeć, jak się pod nim bezsensownie miotamy. Być może dla kogoś (dla kogo?) stanowimy nic nieznaczącą kolonię "głupich" mrówek?
W każdym razie książka jest świetna. Ilość stron uznaję jako wprost proporcjonalną do jakości przedstawionej na nich historii. Tu cały czas coś się dzieje! A gdy bieżąca akcja musi nieco zwolnić, King (swoim dobrym zwyczajem) włazi buciorami w dusze głównych bohaterów, rysując ich nietuzinkowe malownicze portrety, obnażające przed czytelnikiem szczegółowy indywidualizm postaci, ukryte pragnienia, marzenia i fobie, a zarazem uwidaczniające różnorodność, szlachetność i okrucieństwo ludzkiej natury.
Jedynym minusem powieści jest jej zakończenie - takie jakieś nijakie, przyklejone jakby na siłę (z braku innego pomysłu?), trochę niepasujące do reszty, dla mnie osobiście rozczarowujące; nie jednak na tyle, by mógł tej powieści wystawić ocenę niższą niż bardzo dobra. Polecam!
Opinia bierze udział w konkursie