Z sentymentu znalazłem płytę w wersji cyfrowej na Spotify i mocno się zawiodłem. Wykonane zostało wiele naprawdę dobrych kompozycji. Ten koncert to taki trochę eksperyment "jaki wokal by tu dać po Andrzeju Siewierskim". Więc ocena płyty musi się oprzeć głównie na ocenie wokalistów.
Pierwszy na płycie to jakiś Juan Carlos Cano, który ma tak zmanierowany głos, że każdy utwór traci swojego ducha. Zakładam, że to może być kwestia pochodzenia i kulejącej znajomości języka polskiego, ale to jest pokaleczone, sztuczne i pozbawione prawdziwych emocji (i jeszcze doczytałem, że ów wokalista wygrał Voice of Poland, co albo źle świadczy o programie, albo o poziomie zgłaszanych wokalistów).
Titus może być, dopóki nie śpiewa czegoś poważniejszego - "Twoje życie" brzmi, jakby Titus sobie żartował z poważnego utworu, bo po prostu taką ma stylistykę i wybitnie do tego nie pasuje.
Paradoksalnie Anna Brachaczyk wypada najlepiej. Są momenty, w których czasem trochę niedomaga, albo ma źle zaplanowane frazy, ale nie oczekuję, że ktoś w nowym repertuarze nie popełni żadnego błędu w występie na żywo. U niej czuć więcej emocji i jest jedyną wokalistką, której mogę powiedzieć "Tak" w kontekście tego zespołu - jestem w stanie to kupić.
Maciej Silski ma dobry głos, ale dobre linie melodyczne uprościł (a może zmienił na siłę) w takie, które znowu zabierają ducha niektórym utworom. Wiem, że po prostu przywykłem do Siewierskiego, ale Silski jest bardziej mechaniczny i brzmi prawie jak automat, czyli albo tego nie czuje, albo nie umie, choć po przeczytaniu informacji o nim stwierdzam, że aczej powinien coś umieć. Wokalnie porusza się w bardzo wąskiej skali w utworach, a to niestety nie pasuje do takiej muzyki, bo zabiera dynamikę i uczucia. To nie są proste piosenki dla przedszkolaków do nauki podstaw rytmu i poznawania łatwych melodii.
Jary brzmi, jakby sobie siedział w fotelu i śpiewał, bo mu ktoś kazał. Poprawnie, ale znów bezemocjonalnie. Być może to wina jednego z nowszych utworów zespołu, stworzonego jeszcze po pierwszej próbie reaktywacji (jeszcze za czasów Siewierskiego), ale już o bardziej wymuszonej i popowej formie. Tak za bardzo na siłę tu wszystko.
Marek Piekarczyk daje radę w wesołych utworach. Jest nawet całkiem niezły, choć też cierpi na niedobór emocji.
I tu zastanawiam się, czy po prostu muzyka nie idzie za bardzo w komercję, uciekając od swojego pierwotnego założenia...
Opinia bierze udział w konkursie