"Cel" to czwarta część serii Off-Campus, z której każdy tom opowiada o innym chłopaku z paczki przyjaciół. "Układ" i "Błąd" były wspaniałe (choć to ta pierwsza o wiele bardziej skradła moje serce), "Podbój" natomiast mi się nie podobała - dobrnęłam może do połowy, a potem odłożyłam. Na mój gust, autorka nieco przesadziła z wulgarnością w tej części, więc dałam sobie spokój. Biorąc pod uwagę, że dwie pierwsze części jednak mi się spodobały, to byłam bardzo ciekawa czwartej.
Tym razem głównymi bohaterami są Tucker i Sabrina. Dziewczyna wie, czego chce, ma ustanowione cele ? dąży do tego, żeby jak najlepiej zdać Briar i dostać się na Harvard, na prawo. Przede wszystkich pragnie uwolnić się od swojej pokręconej rodziny. A oprócz nauki, tyra w dwóch pracach. Wszystko schodzi do tego, że nie ma czasu, a nawet nie chce mieć chłopaka.
Tucker z kolei to czwarty i ostatni z naszych kochanych hokeistów z Briar. Kiedy w klubie poznaje Sabrinę, wie, że zdobyć jej serce, to nie będzie prosta sprawa. Wkrótce jednak dowiadują się czegoś, co zmienia ich życie o 180 stopni.
Nie wiem, jak wy, ale ja uwielbiam całą czwórkę hokeistów z Briar. Mimo, że autorka ich nieco wyidealizowała. No bo hej, inteligentni, troskliwi, zabawni i do tego nieziemsko przystojni! Bardzo się ucieszyłam, że w końcu wyszła historia Tucka, bo jakoś tak, to jego najbardziej lubię z całej czwórki. Im dłużej czytałam "Cel", tym bardziej utwierdzałam się w tym przekonaniu.
Elle Kennedy w żadnej części nie była łaskawa dla swoich bohaterów, w każdej z nich rzucała przeszkody na drodze do miłości. W "Celu" również tak było. Tym razem Tucker musiał się naprawdę mocno postarać, aby Sabrina wpuściła go do swojego serca. Podziwiam go, za jego anielską cierpliwość do niej i do jej niekiedy irracjonalnego zachowania, myślenia. Mnie samą Sabrina czasami irytowała, ja rozumiem, że ona nie ma lekko, ale czy naprawdę musi odpychać i trzymać na dystans chłopaka, któremu na niej zależy? Nawet kiedy już wie, że z wzajemnością?
Pomimo tego, odczuwam wielki szacunek do tej dziewczyny, dla jej odwagi, samozaparcia i siły. Psychicznej siły.
Ich miłość nie spada na czytelnika z mocą bomby, ale, co też było ciekawe, powoli obserwujemy jak ona rośnie i zastanawiamy się, czy któreś w końcu odpuści, czy może jednak coś z tego będzie? Nie będę przesadzać, jeśli powiem, że śledziłam ich historię z zapartym tchem, a kiedy tylko odkładałam książkę, moje myśli ciągle krążyły wokół tej dwójki.
Autorka spisała się znakomicie, leciutkie pióro, które sprawia, że przez ta historię się wręcz płynie i chce się więcej i więcej. Brak zbędnych opisów, a skupienie się na tych, które wprowadzają jeszcze bardziej w świat bohaterów. Momenty, w których dywagujemy, co my byśmy zrobili na miejscu Tuckera i Sabriny. Pojawiła się również nieodłączna rzecz, która występuje w książkach Kennedy ? humor. Wprost kocham książki, przy których można się pośmiać i tutaj tak, było! Nie potrafię zliczyć ile razy wybuchałam śmiechem! Najczęściej chyba podczas rozmów Tuckera z przyjaciółmi,a le nie tylko :D Uwielbiam ich poczucie humoru
Opinia bierze udział w konkursie