Abby przeżyła w dzieciństwie horror. Dosłownie. Najgorsze w tym jest to, że ludzie, którzy powinni kochać ją bezwarunkowo, z którymi powinna czuć się najbezpieczniej, ludzie którzy dali jej życie zgotowali jej piekło na ziemi. Gdy w końcu dziewczynka ucieka z nadzieją na ocalenie, zostaje przerzucana z jednej rodziny zastępczej, do drugiej, gdzie wcale nie ma lepiej. W końcu po latach zaniedbania, braku miłości, braku zaufania i radości, trafia do Babuni, która wyrozumiale i powoli pokazuje jej czym jest miłość. Niestety i to kiedyś się kończy, a dziewczyna z braku możliwości postanawia zamieszać na złomowisku, w starym samochodzie Babuni. Do czasu, aż nie zostaje jej przystawiona lufa do głowy. Czy czeka ją śmierć, wyzwolenie od złego? Czy może kolejne więzienie? Albo szczęście..
Jake, obwiniany przez ojca za śmierć dwóch najbliższych mu osób, decyduje się uciec z miasta. Zostawiając za sobą stoczonego na samo dno ojca, warsztat samochodowy i miasto bez żadnych perspektyw. Jakea "praca" jest nietypowa (nie będę zdradzać, musicie sami się dowiedzieć podczas czytania), ale chłopak jest w niej najlepszy. Po paru latach, gdy warsztat ojca podupada, postanawia wrócić do miasta by ratować dom, który tak bardzo kochała jego matka. Jego plany to postawić warsztat na nogi, spakować się i wrócić tam, skąd przybył. Czy zimny i oschły chłopak, zmieni swoje plany dla pewnej rudej, niepewnej nastolatki, ukrywającej ciało i serce?
Gdy parę lat temu czytałam tę książkę, byłam zauroczona miłością bohaterów, tak teraz niestety jedyne co mam w głowie to pytanie - skąd właściwie ta miłość się wzięła. Jak dla mnie to raczej "uczepienie" się osoby, która wykazuje pewną troskę i dobro. Tak jak kot, który przywiąże się do każdego, kto się nim zajmie, nakarmi i go przygarnie. Tego zakochania bohaterów, o których mówią nie poczułam ani trochę z prostej przyczyny - oni właściwie się nie znali, nie mieli czasu by spędzić ze sobą odpowiedni czas na to by uczucie mogło się rozwinąć. W związku z tym padła prosta i tak dobrze znana mi fraza z podobnych książek, czyli "miłość od pierwszego wejrzenia". Niestety nie lubię gdy tak się dzieję. Ja lubię obserwować rosnącą miłość, poznawanie się i przywiązywanie. I ja wiem, że książki autorki nie należą do tych sielankowych, tylko brutalnych i mrocznych. Mimo to jednak, tym bardziej uważam, że bohaterzy jej książek przez okropne doświadczenia i zawody z przeszłości, nie powinni tak szybko ufać nowo poznanym osobom. I nie powinni zakochiwać się niemal od razu po tym, jak wszem i wobec ogłaszają jak to nie mają uczuć, nigdy nie kochali i nie pokochają. Trochę mi się to ze sobą kłóci. I tylko z tego powodu tym razem obniżyłam ocenę.
T.M. Frazier nie uznaje słowa "umiar", co dla mnie jest strzałem w dziesiątkę. No bo, w każdej (prawie) książce, gdy tylko ma stać się bohaterce coś złego, brutalnego i niedopuszczalnego, NAGLE któryś z bohaterów (najczęściej główny) pojawia się sekundę przed atakiem, ratując wybrankę serca. W związku z tym zawsze wiem, że do najgorszego nie dojdzie, bo zaraz przyjdzie pomoc. Cóż, Pani Frazier lubi katować swoich bohaterów i nie szczędzi im cierpienia. Dlatego też lubię w jej książkach ciągłą akcję, mrok, cierpienie a następnie radzenie sobie z tym. Oczywiście to co przechodzą bohaterzy nie jest w żadnym stopniu fajne, ale lubię to że autorka żadnego tematu nie traktuje jako tabu, coś zakazanego o czym lepiej nie pisać. Nie, ona wręcz ze szczegółami opisuje najbrutalniejsze sceny.
Należy pamiętać jednak, że ani ta książka ani pozostałe autorki, nie są dla wszystkich. W szczególności nie dla ludzi młodych, nastolatków, przez ogromną ilość wulgaryzmów, brutalne sceny i erotyzm, który może nie rządzi tą książka i nie wylewa się ze stron, to jednak obecny jest, co niektórym wiem, że może przeszkadzać.
Polecam natomiast fanom autorki, ludziom o mocnych nerwach. Może dzięki tej książce będziecie mogli wyznaczyć sobie granicę czy jesteście w stanie przez nią przebrnąć, czy to może już za wiele.
Opinia bierze udział w konkursie