Summer love

To miały być najgorsze wakacje jej życia. Nie tylko z dala od najbliższej przyjaciółki, ale na domiar złego spędzone w małej mieścinie, w której nie znała nikogo poza swoimi kuzynami. Wyruszając w podróż do Hazelwood Summer nie sądziła, że te dwa miesiące całkowicie odmienią jej życie...

Sięgając po tę pozycję byłam przekonana, że będzie to kolejny lekki wakacyjny romans, bo właśnie to zwiastował sam opis, jak i tytuł na okładce. I poniekąd to właśnie dostałam. Kompletnie natomiast nie przypuszczałam, że ostatnie strony będę czytać jak przez mgłę, ze łzami płynącymi mi strumieniem po policzkach. Ta historia złamała mi serce.

Jak już pewnie wiecie, jestem wierną miłośniczką małomiasteczkowych klimatów - to idealne tło dla rodzących się miłosnych historii, którego potencjał autorka w pełni wykorzystała. Miejscowe festiwale, nowe znajomości, całe dnie spędzane poza domem, zauroczenia... ta książka przenosi nas wprost do nastoletnich czasów. Niemal czujemy na skórze ostre promienie słońca, zapach dusznego powietrza i to niepowtarzalne uczucie beztroski. Tyle że zostaje ono przełamane kompletnie odmiennymi emocjami. Żalem, rozgoryczeniem, poczuciem niesprawiedliwości. Nie mogę zdradzić zbyt wiele, ale powiem Wam jedno - Sparks mógłby się wiele nauczyć od Buchacz.

"Summer love" to historia piękna w swojej prostocie i zawartych na jej kartach emocjach. Warta przeczytania i przede wszystkim warta zapamiętania. Polecam!