"Praca islandzkiego rybaka pełnomorskiego jest jak służba w wojsku podczas wojny."
Bardzo chętnie sięgam po takie mini powieści, historie idealne do schrupania na jeden raz, zwłaszcza kiedy wybrzmiewają surowymi i zimnymi nutami natury, mistrzowsko rozkładają napięcie, skupiają uwagę na najbardziej ludzkich aspektach, zwykłej codzienności przeplatanej etosem zawodu. A trzeba przyznać, że "Sztormowe ptaki" mają ciekawe rzeczy do przekazania.
Człowiek i jego odwieczna walka, z niesprzyjającym polarnym środowiskiem i samym sobą. Przekraczanie granic poznawanego świata, a przy tym własnych ułomności i ograniczeń. Pragnienie zapewnienia rodzinie godziwego bytu poprzez ogromną zdolność do poświęceń i wyrzeczeń, jednocześnie nawiązanie do tradycji i przyjętych wzorców. Wkraczamy w fascynujący świat, w wielu aspektach nieznany, zasłyszany zaledwie z opowieści. A do tego islandzka perspektywa podążania szlakiem rybaków i marynarzy, a nawet cofnięcie się, choć na ułamek czasu, do wielu wieków wstecz, by podkreślić rangę dziedzictwa i kultury mocno wpisanych w życie.
Narracja przyjemna, zachęcająca do zagłębiania się w fabułę, stawiająca na dokładność opisów i sugestywne odmalowania. Na tyle mocno wciąga, że decydujemy się na nieprzerwane przewracanie stron, czynimy to niespiesznie i spokojnie, dając sobie czas na intensywność doznań i wrażeń. Zainteresowanie wzmacnia świadomość, że sceny inspirowane są prawdziwymi zdarzeniami z lutego tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego dziewiątego roku. Jak zawsze w podobnych sytuacjach, powstaje mieszanka rozmaitych emocji, często kontrastowych i sprzecznych, ale barwnych i wymownych.
Poznajemy załogę trawlera Mewa, która poławia karmazyna w okolicach Nowej Funlandii. Zaglądamy w każde miejsce na statku, kosztujemy ekstremalnego życia, na granicy śmierci, wspartego cudem przeżycia. Stykamy się z różnorodnymi osobowościami, każda z nich wzbudza zrozumienie, empatię i podziw, często sympatię i szacunek. Ich walka z szalejącym sztormem, zmarzłymi wodami morza, wszechobecnym lodem, którego tak trudno się pozbyć z powierzchni pływającej jednostki, kolosalnymi falami, nieprzejednaną wichurą i siarczystym mrozem, stanowi prawdziwe źródło poważania i uznania.
I jeszcze, wychwycone w pomrukach wiatru i morza, rozpaczliwe wołania o pomoc innych jednostek, których załogi śmierć ściągnęła na dno. Kto zwycięży w tej odsłonie, człowiek czy natura? Oboje niezłomni w działaniu i zdecydowani dopiąć swego. Intelektualna podróż, wypełniona zdarzeniami i opisami, szkoda, że mocno skondensowana, chciałoby się jej więcej. Pozostaje w czytelniku, interesująco wybrzmiewa i skłania do refleksji. Nie do końca odnajduję się w marynistycznej terminologii, ale tu jej bogactwo i gęsta konsystencja w niczym mi nie przeszkadzały, a wręcz intrygująco skłaniały do poszerzania znajomości słownictwa.
Opinia bierze udział w konkursie