Gdy morze cichnie to trzecia część cyklu o Williamie Wistingu. Każdy tom to osobne śledztwo, dlatego nie przeszkadzała mi nieznajomość wszystkich poprzednich książek (tym bardziej, że w Polsce nie wychodziły one w kolejności chronologicznej). Jedyne co może być mylące dla czytelnika, to fakty z życia osobistego śledczych. Dla mnie nie stanowi to żadnego problemu, nie jest to pierwsza seria, którą czytam w złej kolejności.
Akcja zaczęła się od razu. Ranny mężczyzna znaleziony na schodach apteki, pożar w domku letniskowym, ślady strzelaniny, zwęglone kości, zwłoki wyrzucone na brzeg morza. Poszukiwanie dowodów, łączenie faktów? Wydawać by się mogło, że to będzie dynamiczna historia, od której nie będę mogła się oderwać. Tymczasem w pewnym momencie wszystko zwolniło, śledztwo utknęło w martwym punkcie, a ja zaczęłam odczuwać przesyt osobistych przemyśleń postaci wciskanych do książki. Rozumiem, że powieść nie może się opierać tylko na dochodzeniu, że bohaterowie wracają z pracy i mają swoje prywatne życie. Jednak było to dla mnie nużące, jeszcze bardziej spowalniało akcję, która i tak nie była porywająca.
William Wisting to jeden z tych bohaterów, co do których mam mieszane uczucia. Autor nie wyidealizował go, uczynił go osobą, która ma swoje wady, słabe strony, nie ma nadprzyrodzonej mocy, która ułatwia mu rozwiązywanie zbrodni. Doceniam to, bo nie przepadam za postaciami niepopełniającymi błędów, wymuskanymi, bez żadnej skazy. Nie można się z nimi identyfikować, ma się wrażenie odrealnienia. Doceniam również ciężką pracę, jaką Wisting wkłada w swoje śledztwa. Z drugiej jednak strony, byłam nim trochę poirytowana. Jego radość na myśl o trudnej sprawie, wielkim dochodzeniu, marzenie o tym, aby przestępstwa były ze sobą powiązane. Odnosiłam wrażenie przerostu ambicji. Do tego na poziomie relacji damsko ? męskich był dla mnie denerwujący, ale nie chciałabym zdradzać zbyt wielu szczegółów.
Jorn Lier Horst uznawany jest za mistrza kryminału, jednak z przykrością muszę stwierdzić, że nie dałam się porwać historii. O ile Felicia zaginęła mnie wciągnęła, o tyle Gdy morze cichnie nie wzbudziło we mnie aż tylu emocji, takiego entuzjazmu i radości z lektury. Momentami byłam znudzona, czekałam aż śledztwo się rozwinie i pojawią się jakieś ciekawe dowody, motywy. Temat był intrygujący, ale wydaje mi się, że nie został w pełni wykorzystany. Czuję niedosyt, to mógł być porywający kryminał, ale nie spełnił moich oczekiwań.