Od jakiegoś czasu uwielbiam W.A.S.P. W szczególności późniejsze albumyj, jak "Dying For The World" czy "Dominator". Ale uwielbiam też "The Crimson Idol". Jedna z moich ukochanych płyt kiedykolwiek nagranych. Subiektywnie najlepszy album, ale nie neguje też oryginalności innych dzieł. Będąc fanem tego wydawnictwa nie mogłem przejść obojętnie obok remasteru zatytułowanego "Reidolized. The soundtrack to The Crimson Idol".
Na zestaw składają się 4 pięknie wydane dyski..Opakowanie zawiera 4 płyty. Na dwóch pierwszych muzyka, a na DVD i Blu-Ray ten sam film mówiący o historii tego albumu.
Ale najważniejsza jest muzyka. Nie jest to po prostu doprodukcja płyty, jest to wręcz od nowa nagrany materiał. Ten sam, ale z innym składem, trochę z innym mixem. Moim zdaniem wyszło na dobre. Perkusja uzyskuje głębię, której brakowało wcześniej, jest głośniejsza i przebija się ponad resztę. Ale nie zagłusza reszty, po prostu wreszcie brzmi jak należy. Mike Dupke zagrał bardzo dobre, biorąc pod uwagę, że oryginał był grany przed dwóch perkusistów.
Osobiście bardzo cenię "The Titanic Overture". To bardzo przyjemny i nastrojowy wstęp do krążka. Więc tutaj pokładałem nadzieję i się nie zawiodłem. Głos Blackiego jak za dawnych lat. Ale perkusja, głośniejsza, bas jeszcze "gładszy". A do tego cudowna gitara akustyczna i bardzo szybka perkusja. Że www
Najbardziej podoba mi się wykonanie "The Idol". Wcześniej, utwór mi się znudził. Tutaj, starszy Blackie, jeszcze bardziej emocjonalnie zaśpiewał. Jest też ładny bas, ale to było też na oryginalnym krążku. Wykonanie tej kompozycji jest po prostu świetne. Zagrane tak dobrze jak ponad 29 lat temu. Drugim kawałkiem, który zapadł mi w pamięć najbardziej jest "Chainsaw Charlie". Bardziej odpowiada mi wokal Blackiego, jest bardziej zachowawczy, co dobrze komponuje się z innym brzmieniem perkusji. A przy tym jest to nadal szaleńczo szybki utwór. Po drodze, do końca dwóch płyt towarzyszą niewydane wcześniej dodatki. Są to: "Michaels song", "Hey mama", "The Lost Boy", "The Peace" i "Show time". Dopełniają one całą historię Jonathana. A przy tym to fajne przerywniki między dobrze znanymi kawałkami. Nie można pominąć też "Miss you", które znane jest z Golgothy, ale pierwotnie został napisany właśnie na ten longplay. To emocjonalna i pełna uczucia ballada. Choć trochę nie pasuje do reszty muzyki, to jednak dobrze, że w końcu znalazła się na macierzystym albumie.
Reszta kompozycji to dobrze znane, podobnie nagrane i zaśpiewane kawałki. Na końcu oczywiście znajduje się "The Great Misconceptions Of Me", które znów, jak "The Idol" podoba mi się bardziej od pierwszego wykonania. Zwyczajnie bardziej odpowiada mi głos Lawlessa, starszy o te 25 lat, trochę inaczej brzmi wirtuozerska gitara prowadząca, lecz nadal jest to porządny kawałek, pasujący na koniec opowieści. Całość to spójna muzycznie opowieść. Nie ma znaczących różnic, tylko te, który wymieniłem. Występując na płytach ładnie dodają to, czego zabrakło wcześniej. Teraz jest to idealny album. Zdecydowanie 10/10. Może tylko cena, ale to akurat zależne od dystrybutora.
Opinia bierze udział w konkursie