Jak powiedziałby Gombrowicz, Black Sabbath wielkim zespołem był. Dlaczego był? Bo zespół oficjalnie zakończył działalność w 2017 roku, a podsumowaniem jego płytowego dorobku jest podwójny, koncertowy album, zarejestrowany 4 lutego 2017 roku, o wiele mówiącym tytule The End: Live in Birmingham. Każdy szanujący się fan Black Sabbath wie, że zespół wywodzi się właśnie z Birmingham, więc lokalizacja tego ostatniego w dziejach koncertu jest symboliczną klamrą spinającą w spójną całość muzyczną podróż Iommi?ego i spółki. A podróż ta ? trzeba przyznać ? trwała niemal pół wieku, czyli od założenia zespołu w 1968 roku. Kto zna ostatni studyjny album Black Sabbath ? wydaną w 2013 roku płytę 13 ? ten wie, że zespół zastosował na nim inną klamrę ? muzyczną. Kończący płytę 13 utwór wieńczą posępne odgłosy dzwonów i burzy, znane wszystkim fanom ciężkiego grania z początku utworu Black Sabbath z pierwszej płyty zespołu. Historia zatoczyła więc koło, a muzycy puścili oko do wtajemniczonych fanów, potwierdzając, że wciąż pamiętają o swoich początkach.
Jaki jest album The End? Trudno o obiektywną odpowiedź od kogoś, kto na Black Sabbath się wychował i bardziej od tego zespołu ceni jedynie solowe dokonania ich pierwszego (według niektórych ? jedynego słusznego) wokalisty, Ozzy?ego Osbourne?a. Na płycie nie mogło zabraknąć klasyków takich jak War Pigs, Iron Man, Children of the Grave czy nieśmiertelnego bisu w postaci Paranoid. Ku uciesze piszącego pojawiły się także mniej oczywiste kawałki, takie jak mocarny Under the Sun, hipnotyzujący Hand of Doom czy elektryzujący Rad Salad płynnie przechodzący w solo na bębnach. Nota bene warto wspomnieć, że perkusistą wspomagającym oryginalny skład Black Sabbath (a więc zasłużonych panów: Ozzy?ego Osbourne?a, Tony?ego Iommi?ego i Geezera Butlera) był na tym koncercie Tommy Clufetos, znany z koncertowej współpracy z Ozzym, a nie Brad Wilk, z którym zespół nagrał album 13. Szkoda, że muzycy nie doszli do porozumienia ze swoim starym kolegą, Billem Wardem, który grał na perkusji w okresie pierwszej dekady działalności zespołu.
W jakiej formie prezentują się muzycy? Cóż, nie można oczekiwać cudów od rockowych muzyków bliskich siedemdziesiątki. Zwłaszcza u Ozzy?ego nieco brakuje dawnego wigoru i pewności głosu. Geezer gra energicznie, z widoczną przyjemnością. Mistrz riffu ? jak nazywa Iommi?ego gitarzysta Metalliki, James Hetfield ? ze stoickim spokojem przypomina, dlaczego zaskarbił sobie to zaszczytne miano. Pewien niedosyt może budzić dobór utworów ? na albumie nie znalazł się bowiem żaden utwór ze świetnej płyty 13, a na otwarcie występu można było wybrać bardziej energiczny utwór niż monumentalny, choć posępny Black Sabbath.
Mimo pewnych niedoskonałości album The End jest wyjątkowym zapisem ostatniego, koncertowego etapu działalności zespołu, który przez wielu nazywany jest pierwszym metalowym zespołem w historii muzyki. Wartościowym dodatkiem do albumu jest audiowizualny zapis występu dostępny na DVD i Blu-ray w innych wydaniach. Warto polecić ten koncert wszystkim, którzy cenią zarówno stary, dobry hard-rock, jak i bardziej ekstremalne formy metalu.
Opinia bierze udział w konkursie