Może to dobrze, że Pomaton wydał te płyty razem. Obok pozycji klasycznej dla każdego fana polskiego rocka można tu bowiem poznać płytę, o samodzielne wznowienie której byłoby trudno i po którą nie każdy sięgnął w pierwszej kolejności wśród dżemowej dyskografii.
Najemnik z 1989 r. to jedna z najlepszych, najważniejszych i najbardziej znanych płyt Dżemu. To kwintesencja stylu zespołu Ryszarda Riedla z jego najlepszego okresu. Dla fanów zespoły to pozycja obowiązkowa, dla miłośników polskiej muzyki ? konieczna.
Styl Dżemu nie każdy musi lubić. Jeśli jednak bliskie są komuś okolice tradycyjnego rocka, opartego na bluesie, niezmiennie sięgającego ku źródłom, które już dla wczesnych Rolling Stonesów były klasyką, Najemnika pokocha. Zwłaszcza że to pierwsza tak dobrze brzmiąca płyta zespołu. Wcześniejsze (Cegła i Zemsta nietoperzy) trzymały się tych samych okolic kompozycyjnie, ale produkcja trąciła brzmieniem typowym dla lat 80tych, na pewno sprawdzającym się w nowej fali, niekoniecznie w bluesie. Najemnik to inna bajka: wszystko brzmi, tu tak jak brzmieć powinno.
Najemnik to przede wszystkim dwie kompozycje: Modlitwa III ? pozwól mi i Wehikuł czasu (To byłby cud). Trudno ich nie znać. Pierwsza jest jednym z najbardziej podniosłych w polskim roku aktów rozmowy z Bogiem: wspaniała, patetyczna kompozycja Pawła Bergera z przejmującym śpiewem i tekstem Riedla. Wehikuł czasu jako jeden z największych przebojów grupy ciągle może być hymnem wolności, niezależności, wszystkiego, czym są rock i blues.
Trudno recenzować pozycję absolutnie klasyczną dla polskiego rocka. Dodać może warto, że i pozostałe kompozycje na Najemniku jeśli ustępują dwóm wspomnianym, to niewiele. Nawet lżejsze w tonie, melodyjne, wręcz szczeniacko porywające Kaczor... i Harley mój nie zawiodą ani fana, ani nowego słuchacza.
Ciekawszą pozycją jest The bands play on... Chyba najmniej znana w dorobku grupy płyta to zbiór nagrań instrumentalnych. Muzycy przygotowali je jako repertuar ?awaryjny? gdy zmagający się z uzależnieniem wokalista nie pojawiał się na koncertach. Nie są to jednak wypełniacze. The band... to pełnoprawna płyta Dżemu, mocno osadzona w blues i southern rocku, bliskim Lynyrd Skynyrd i ZZ Top. W najlepszym na płycie utworze Karlus pobrzmiewają nawet echa szant.
Oczywiście więcej tu muzyki pozornie improwizowanej, większy nacisk położony jest na wirtuozerskie popisy muzyków (przede wszystkim gitarzystów). Czasem jest bardziej żywiołowo, wręcz skocznie (Mętna woda, O Karol), czasem nostalgicznie (Tata Tadzio Blues). Nawet jeśli nie jest to najlepsza płyta Dżemu, razem z Najemnikiem wspaniale pokazują, czym ten zespół był (i jest) na krajowej scenie muzycznej.
Opinia bierze udział w konkursie