Pierwsze kilkadziesiąt stron to głównie retrospekcje Zdzisława Mokryny z ostatnich kilku lat. Bohater snuje opowieść o powodach swojej przeprowadzki, a także o okolicznościach zawarcia znajomości z Kamilem i Izą. Poznajemy bliżej Szykowiaków, ich codzienne zwyczaje, atmosferę panującą w domu. Patrzymy, jak pogłębiały się relacje Zdzicha z nimi, jak krok po kroku stawał się ich przyjacielem, przyszywanym wujkiem, członkiem rodziny. To wszystko opisane jest w taki sposób, że wręcz emanuje sielskością, spokojem i beztroską, ale wciąż pozostaje bardzo realistyczne. Być może dlatego, że Szykowiakowie nie są jacyś nadzwyczajni. To normalni ludzie, otwarci, gościnni i przyjacielscy, ale mający swoje wady oraz mniejsze i większe problemy. Zdzisław w wyniku bolesnych doświadczeń życiowych postrzega rodzinę Kamila inaczej niż zwykły obserwator. Ci ludzie są dla niego ukojeniem, a poczucie bliskości - odskocznią od szarej codzienności.
W pewnym momencie nadchodzi koniec idylli, a jej miejsce zajmują takie uczucia jak strach, rozpacz, złość, smutek czy żal. Po długim, spokojnym wstępie wywołuje to w czytelniku niemały szok. Radosna atmosfera zostaje nagle wyrwana z życia bohaterów, niczym kartka z notesu. Śledzimy bieżące wydarzenia, wzbudzające przerażenie, złość i smutek, co jakiś czas przerywane kolejną serią wspomnień i przemyśleń Zdzisława. Stajemy w obliczu tragedii razem z Szykowiakami, czując ich ból i lęk. Poczucie straty i cierpienie promieniuje niemal z każdej strony powieści. Rozważania i wspominki Mokryny pogłębiają melancholijną atmosferę, ale też trzymają napięciu czytelnika oczekującego na rozwój dalszych wydarzeń.
"Zabij mnie, tato" to książka z dużą dawką realizmu. Sytuacje następujące w obliczu tragedii są przedstawione bardzo wiarygodnie. Chociażby reakcja mieszkańców miasteczka - niesprawiedliwa, pełna złośliwości. Paskudne plotki nie tylko usypiają czujność lokalnej społeczności, ale też wywołują falę obojętności. Przeżycia rodziców Oli i Julki, ich stan psychiczny nikogo nie obchodzi. Ważne, że jest o czym gadać. Pojawia się również wątek dotyczący niekompetencji władz, niewydolnego systemu sprawiedliwości. Autor pokazuje, że spokojne, sielskie życie to tylko pozory. Trwamy w poczuciu złudnego bezpieczeństwa, które może w jednej chwili runąć. Za sprawą polityków i przedstawicieli władzy podejmujących za naszymi plecami ważne decyzje, które mogą zaważyć bezpośrednio na naszym życiu. Bo kiedy psychopatyczni zabójcy mogą zostać wypuszczeni na wolność, a wszystko w świetle obowiązującego prawa, nikt nie może czuć się tak naprawdę bezpiecznie.
Dużym plusem tego thrillera jest kreacja bohaterów, dość obszerna i zawierająca sporo szczegółów. Początkowo te rozwlekłe opisy uznałam za wadę. Później jednak doszłam do wniosku, że nie znalazły się w książce bez powodu. Dzięki nim jeszcze wyraźniej dostrzegamy zachodzące w obliczu tragedii zmiany w psychice bohaterów. A towarzyszący nam do momentu zniknięcia dziewczynek spokój wydaje się czymś tak odległym, jakby nigdy nie miał miejsca. To chyba jest najbardziej przerażające. Rodzinna sielanka, która trwa i trwa, a nagle znika. I zostaje ból, tęsknota i strach. A wreszcie gasnąca nadzieja. Wszystko to jest bardzo autentyczne i angażuje czytelnika emocjonalnie.
Jeśli chodzi o minusy, przyznam, że zawiodła mnie tylko jedna kwestia - fabuła pozbawiona niedopowiedzeń. Wszystko mamy tutaj podane jak na tacy. Tajemnice szybko się rozwiewają, a czytelnik nie ma szans chociażby na jeden moment zawahania. Szybko zostaje ujawniona tożsamość porywacza (prawdę mówiąc... znajduje się ona już w opisie książki na okładce), więc trwamy w niepewności i napięciu jedynie względem zakończenia. Które na szczęście okazuje się odrobinę zaskakujące.
Trudno mi wypowiedzieć się o tej pozycji jednoznacznie. To angażujący emocjonalnie i uzbrojony w realizm thriller, który ukazuje nie tylko nieudolność prawa, ale i przeżycia ludzi żyjących w cieniu wyrzutów sumienia. To również opowieść o wielkiej sile przyjaźni i poświęceniu. Ja, choć czuję drobny niedosyt, jestem zadowolona z lektury. W sieci natomiast krążą głosy, że jest to najsłabsza książka Stefana Dardy. Jeśli tak, to już nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po resztę twórczości tego autora.
Opinia bierze udział w konkursie