Odkąd pamiętam, marzyłam o wyprawie do dzikiej, tajemniczej, nieobliczalnej, ale jakże bogatej krajobrazowo i zróżnicowanej etnicznie oraz kulturowo Afryki. Sięgałam po rozmaitą literaturę, zarówno podróżniczą, jak i obyczajową, w celu nabycia szerszej wiedzy na temat tegoż kontynentu (informacje nabyte w okresie edukacji nie były dla mnie wystarczające), jego państw, poszczególnych regionów, plemion, panujących tam obyczajów, zwyczajów, tradycji, walorów krajoznawczych, turystycznych, przyrodniczych czy kulturowych. Przede wszystkim intrygowały mnie też historie ludzi, którzy udali się w niezapomnianą podróż do Afryki, z której albo wrócili bogatsi nie tyle o zaczerpniętą tam wiedzę, co prawdę o sobie, albo zwyczajnie tam pozostali i się osiedlili, gdyż obdarzyli ów kraj od pierwszego spojrzenia ogromną miłością, wiele tam przeżyli, doświadczyli, wynieśli nauki, poznali mnóstwo miejscowych, jak i innych miłośników i pasjonatów wojaży. Od dawna ciągnie mnie do Afryki. Prawdę mówiąc, nie potrafię określić jednoznacznie, co jest tym magnesem. Inność, ciekawość, chęć poznania, ujrzenia, zasmakowania i porównania, a może dzikość, fascynacja, adrenalina, dreszczyk emocji. Trudno powiedzieć. Może kiedyś zaspokoję swoje pragnienie i spełnię marzenie. Jedno wiem na pewno, udam się na tę wyprawę otoczona grupą ludzi. Nigdy nie samotnie i nigdy nie na motocyklu (choćbym umiała się na nim poruszać). Heather Ellis to uczyniła. Wybrała się w samotną motocyklową podróż po Afryce, a swą niezwykłą odyseję szczegółowo opisała w książce "Ubuntu". Zapraszam na recenzję.
Heather Ellis trudziła się niejedną profesją. Pracowała m.in. jako technik bezpieczeństwa, kurier motocyklowy oraz dziennikarka. Obecnie mieszka nieopodal Melbourne z trójką ukochanych dzieci. Dzieli swoje zajęcia pomiędzy tworzenie drugiej części "Ubuntu" oraz pracę dziennikarską jako freelancer. Jest też zawodową mówczynią. Ubóstwia przejażdżki motocyklem. (źródło: www.wydawnictwokobiece.pl)
Heather Ellis wychowywała się w Australii. Mając zaledwie osiem lat po raz pierwszy wsiadła na motocykl i już wtedy zapałała miłością do tegoż środka transportu. Od zawsze marzyła też o podróży do Afryki. Bliżej nieokreślona i niesprecyzowana siła, niewidzialna, ale intensywnie odczuwalna energia powodowały, że zaczytywała się w książkach o tymże cudownym kontynencie, które potęgowały myśl o tym, iż być może w przyszłości wyruszy w tamtym kierunku i odwiedzi poszczególne regiony. Póki co prowadziła spokojne, w miarę stabilne życie, pracowała w kopalni i przez wiele lat krążyła jedynie palcem po mapie, wyobrażając sobie samotną wyprawę po gorącej, pięknej, ale też pełnej czyhających niebezpieczeństw i zagrożeń Afryce. Pewnego dnia podczas grilla z przyjaciółmi, dwudziestoośmioletnia Heather nagle mimochodem rzuca hasło, iż samotnie objedzie motocyklem Afrykę. Wewnętrzny głos podpowiadał jej wówczas, że musi tego dokonać, aby odnaleźć i zrozumieć sens istnienia. Rozpoczyna zatem długie przygotowania do planowanej eskapady, szykuje niezbędne dokumenty, poddaje się szczepieniom, pakuje ekwipunek, zbiera najistotniejsze informacje przydatne w trakcie wyprawy, poszukuje sponsorów, skrupulatnie uczy się obsługi swego motocykla Yamaha TT600 i pozyskuje wiadomości mogące jej pomóc w jego naprawach oraz radzeniu sobie w trudnych sytuacjach, a także zmaga się z nieustannie jawiącymi się wątpliwościami i pytaniami zaprzątającymi jej głowę. Po roku wyrusza wreszcie w wyczekiwaną podróż na Czarny Ląd, w której początkowo towarzyszy jej kolega - Dan. Jednak z czasem ich drogi się rozjeżdżają i odtąd Heather musi sama mierzyć się przeszkodami, które wielokrotnie napotka na drodze...
"Ubuntu" to obszerna relacja kobiety, która samotnie przemierzyła Afrykę, zaczynając od portu w Durbanie i kierując się na północ kontynentu. W ciągu piętnastu miesięcy pokonała 42.000 kilometrów i przekroczyła granice dziewiętnastu krajów. W tym czasie przejechała między innymi przez przełęcz Sani (magiczne miejsce będące marzeniem miłośników samochodów), odwiedziła senną wioskę rybacką Port St. Johns, Parki Narodowe: Mana Pools w Zimbabwe (niebezpieczne spotkanie ze słoniami, lwami i hipopotamami), Jeziora Malawi, Wodospadu Murchisona i Ruwenzori w Ugandzie, a także Rezerwat Masai Mara, zdobyła szczyt Kilimandżaro, poznała uroki życia na pływającej wiosce na rzece Kongo, wybrała się na targ Kurmi - jeden z największych bazarów w Afryce, doświadczyła gościnności w Maralol, South Horr, Lolyangalani, Kampala, Lodwar, Arua, Beni, Epulu, Kinszasa, Franceville, Ebolowa, Jaunde, Akra, Lagos, Bamako, Nawakszut i wielu innych miejscowościach. Podziwiała otaczające krajobrazy, obszerne pustynne tereny, sawanny, wodospady, dżungle, wschody i zachody słońca, lepianki. Poznawała życie codzienne lokalnych mieszkańców, plemion i ludów (Masajowie, Pigmeje, lud Gabbra, grupa etniczna Bidan). Kosztowała zupełnie dla niej nowych, regionalnych i egzotycznych potraw. Miała okazję zaznajomić się ze smakiem mięsa z dujkiera, kassawy, tapioki, mlecznej herbaty przygotowanej z wody o rybim posmaku, connie, ananasów i papaji oraz okoni nilowych. Spotykała wielu ludzi z różnych stron świata, tak jak i ona podróżujących motocyklem po Afryce. Wielu z nich udzieliło jej wsparcia i pomocy, której niewątpliwie potrzebowała. Wielokrotnie musiała stawić czoła przeciwnościom losu. Uciekała przed niebezpiecznymi bandytami i rebeliantami, tłumaczyła się żołnierzom, radziła sobie z usterkami pojazdu i wymieniała jego części, ulegała wypadkom, z których wychodziła na szczęście bez szwanku, walczyła ze swym organizmem, chorobami i infekcjami (w tym z malarią, szkorbutem, zakażeniem amebą, nawracającą biegunką, czerwonką) oraz głodem. Uczestniczyła w polowaniu, czyniła uniki przed krokodylami w jeziorze, w którym zażywała kąpieli, starała się przetrwać czas na pustyni, zaznała bliskiego spotkania z gorylami i mandrylami, a nawet dopatrywała się podobieństw z okapi. Owa podróż dostarczyła jej mnóstwo skrajnych wrażeń, zapewniła poczucie szczęścia i swego rodzaju wolności, zachwyciła oraz pomogła innymi oczyma spojrzeć na świat oraz swoje dotychczasowe życie, a przede wszystkim zrozumieć istotę afrykańskiej ideologii ubuntu (człowieczeństwo wobec innych). W czasie wyprawy nawiązała nowe przyjaźnie (niektóre przetrwały lata), nierzadko cudem uniknęła śmierci, udowodniła, że bez względu na wszystko jest w stanie przetrwać. Przeprawa przez Afrykę nauczyła ją odporności, wytrwałości, cierpliwości, tłumienia w sobie lęków i strachu, których nie należy w krajach wspomnianego kontynentu okazywać, bowiem to świadczy o słabości człowieka. Udowodniła zarówno sobie, jak i innym, którzy nie wierzyli w nią, iż jest silną i dzielną kobietą.
Nie ukrywam, że z przyjemnością uległam lekturze owej publikacji. Jej atutami zdecydowanie są lekkie pióro, mnogość kilkustronicowych intrygujących rozdziałów, spora dawka nieprzytłaczających informacji i ciekawostek (mniej lub bardziej aktualnych, wyprawa miała miejsce w latach 90-tych XX wieku), plastyczność i wyjątkowość opisów, sensowność i mądrość prowadzonych rozmów, precyzyjność i ogromne zaangażowanie autorki w opisanie swej przygody. Miałam nieodparte wrażenie, jakbym chłonęła zapisane kartki wyrwane z pamiętnika młodej kobiety, która pragnęła podzielić się swymi przeżyciami, nabytymi doświadczeniami, myślami, refleksjami, wskazówkami, uwagami oraz spostrzeżeniami, a przede wszystkim targającymi nią nieustannie emocjami i przepełniającymi ją uczuciami. Książka jest w moim odczuciu niezwykle osobistym zapisem podróży w głąb siebie. Autorka poprzez wyprawę sprawdzała swoje możliwości i umiejętności, odkrywała dotąd nieznane sobie cechy, pokazywała swą intymność, testowała swą intuicję, ale również ujawniała wady, w tym naiwność, lekkomyślność czy brak odpowiedzialności. Heather Ellis wytykała sobie błędy, nie ukrywała też, że miała do siebie poniekąd żal, że w pewnych sytuacjach postąpiła tak, a nie inaczej. Spełniła swoje najskrytsze marzenie, ale zapłaciła też za nie dość wysoką - przynajmniej w moim mniemaniu - cenę. Przyznaję, że w czasie studiowania owej relacji, towarzyszyły mi dość ambiwalentne uczucia. I w żadnym wypadku nie mam na myśli kwestii merytorycznych książki, nie mam zastrzeżeń co do stylu pisania czy też formy przedstawienia historii. Moje przemyślenia raczej dotyczą samej bohaterki i jej co poniektórych poczynań. Samotna i tym bardziej motocyklowa wyprawa kobiety (dodatkowo białej) na kontynent pełen skrajności i kontrastów, wszechogarniającego niebezpieczeństwa w dużej mierze ze strony zróżnicowanej pod względem kulturowym, społecznym, politycznym i religijnym ludności (głównie mężczyzn) oraz zagrożeń naturalnych i klimatycznych, budzi we mnie z jednej strony podziw i szacunek, aczkolwiek z drugiej strony wyzwala dozę niezrozumienia wobec postawy polegającej na świadomym narażeniu swego życia i zdrowia. Oczywiście w mojej gestii, w żadnym wypadku, nie jest ocenianie osób podejmujących się ekstremalnych wypraw, a wskazanie tejże kwestii do rozważenia i dyskusji. Zawsze, sięgając po tego typu pozycje i zaznajamiając się wymagającymi odwagi wyczynami ludźmi, zastanawiam się, co tak naprawdę nimi kieruje? Ja na pewno nie podjęłabym się takiego wyczynu. Nigdy w życiu. Może brakuje mi na tyle odwagi? A może to dla mnie aż nazbyt duże ryzyko?
Podsumowując, "Ubuntu" to niezaprzeczalnie frapująca, angażująca, refleksyjna opowieść o determinacji, samotności, tęsknocie, poszukiwaniu i odkrywaniu siebie na nowo, wytrwałości, niebywałym szczęściu, ogromnej pasji oraz spełnianiu marzeń. To książka ukazująca zarówno uroki, jak i anomalie Czarnego Lądu, który fascynuje, intryguje, zachwyca, a zarazem budzi obawy i przeraża. To niewątpliwie prawdziwa, bezpośrednia, skłaniająca do zadumy i wysnuwania konstatacji proza poruszająca ważne zagadnienia i wzbogacona o niejedno cenne przesłanie. Z pewnością pozycja godna uwagi. Polecam serdecznie.
Opinia bierze udział w konkursie