Andrzej Dziurawiec w "Festiwalu" porusza wątki dotyczące nie zawsze dobrze odbieranych subkultur - homoseksualizm, drag queens oraz squatów. Sprawa zabójstwa obejmuje osoby związane z tym środowiskiem. Znane feministki zostają zamordowane. Ofiar przybywa. Szuman z Szubertem dwoją się i troją. O co w tym wszystkim chodzi?
Jeżeli miałabym oceniać książkę pod tym względem, czyli fabularnym i kryminalnym, to wahałaby się ona na granicy pomiędzy średnio-dobrą, a dobrą. O ile samo przestępstwo jest dosyć ciekawe i niewątpliwie skrywa jakieś mroczne tajemnice, o tyle obszar jaki został mu poświęcony jest trochę mały, zbyt mały. Znacznie więcej miejsca wypełniają prywatne i osobiste sprawy bohaterów książki, a także zbędne w moim mniemaniu historie i opisy, zwłaszcza uczuć. Zdawałoby się, że w kryminale, jak sama nazwa wskazuje, na pierwszy plan powinien wysunąć się wątek kryminalny, sprawa zabójstwa. Nie ma przecież dobrego kryminału bez dobrej sprawy śledczej. W "Festiwalu" nie odniosłam jednak tego wrażenia. Moim zdaniem jest za dużo wprowadzonych spraw pobocznych, przez co myśl przewodnia schodzi na drugi plan. W książce zabrakło mi także dynamicznych i silnie emocjonalnych scen. Miałam wrażenie, że to śledztwo ciągnie się i ciągnie, choć nie było mu poświęcone dużo uwagi. Za dużo myślenia, za mało działania.
Książka jest pisana dobrym stylem, dlatego trochę zaskarbiła sobie moje względy. Niemniej jednak wykonanie nie do końca mnie zadowoliło. Jak już wcześniej wspomniałam, w książce pojawia się dużo zdarzeń o charakterze pobocznym i niestety akcja oraz fabuła trochę na tym ucierpiała. Poziom dynamiki jest średni, czasem niski, wartkości oraz zwrotów akcji również nie ma za wiele, chociaż pojawia się ich tam sporadyczna liczba, to nadal jest za mało. Szczerze powiedziawszy, w niektórych momentach bardzo się nudziłam i ciężko było mi przebrnąć przez pierwszą połowę książki, ale na szczęście druga okazała się lepsza.
Cóż mogłabym napisać o bohaterach? Na pewno nie są oni postaciami z wyższej półki i raczej nie zagoszczą w mojej pamięci na długo, ale nie są kiepscy i byle jacy. W mojej ocenie wypadają na takich mocno "średnich". Jak dla mnie za dużo mają w sobie neutralności i szarości, a Szuberta to chciałam nawet zabić parę razy za ten jego charakter.
Podsumowując,
Festiwal Andrzeja Dziurawca to książka, która zasili szeregi najbardziej obleganej w tym roku półki, czyli lektury średnie, zwane przeze mnie "średniakami". Nie są złe, ale też i nierewelacyjne, a do "dobrych" trochę im brakuje. "Festiwal" ma dobrą i złą stronę. Z jednej strony dobry pomysł na fabułę, podjęcie ciekawego wątku subkultur, z drugiej kiepskie wykonanie i mnóstwo zbędnych elementów, które bardzo mnie zniechęciły. No i przede wszystkim samo wyjaśnienie sprawy, które mnie kompletnie rozczarowało. Kryminał to gatunek, w którym musi się coś dziać! Dynamika, napięcie i przede wszystkim tajemnice powinny sięgać zenitu, a czytelnik zastanawiać się jak? kto? dlaczego? Ta lektura niezbyt dobrze spełnia te oczekiwania i trochę mnie zawiodła. Nie chcę nikogo tutaj obrazić, ale muszę przyznać, że spotkałam wiele lepszych kryminałów, na tle których "Festiwal" wypada marnie.
Książka dobra w ocenach, więc pewnie niektórym się spodoba. Mnie rozczarowała i raczej nie polecam, ale odradzać, też nie odradzam.
...
Opinia bierze udział w konkursie