- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.rze w całości napisany jest przez żonę, a o Botswanie - przez męża. NAMIBIA Solą w łańcuch i piaskiem po oczach W Namibii wylądowaliśmy w środku lata. Statystyki meteorologiczne zwiastowały w tym czasie temperatury wręcz niebotyczne, a literacko wyświechtany żar lejący się z nieba miał być powszedni jak chleb z osiedlowej piekarni. Z takim nastawieniem wysiedliśmy z samolotu, ale chyba była awaria klimatu: mizerne 22°C, słońce schowane za chmurami, aż się nie chciało zakładać sandałów. Międzynarodowe lotnisko w Windhuk wyglądało niczym podrzeszowska Jasionka i gdyby nie czarnoskóra obsługa można by myśleć, że pilot pomylił drogę. Dla mojej żony to nie pierwszyzna, ale ja, po wylądowaniu w Afryce, spodziewałem się jakiegoś ,,Wow!". A tu żadnych fajerwerków ani żyraf za ogrodzeniem: słonie nie biegały po pasie startowym, hieny nie rozszarpywały padłego bawołu, węże nie wyłaziły z zakamarków. Gdyby nie sucha roślinność, pomyślałbym, że jestem na Podkarpaciu. Weszliśmy do sali przylotów. Ochrona skanowała temperaturę ciała podróżnych, uzasadniając to prewencją przed wwiezieniem do kraju wirusa eboli, panoszącego się w Afryce Zachodniej. Dlaczego my się go nie obawialiśmy? Ponieważ znajdowaliśmy się tysiące kilometrów od centrum epidemii. Często zapominamy o tym, że Afrykańczycy mało się przemieszczają. W związku z powyższym ebola ma większe szanse przedostać się wraz z białymi turystami do Europy niż z Liberii do Namibii z czarnoskórymi. Historia to zresztą potwierdza: w sierpniu 2014 roku do Hiszpanii przyleciał zakażony ebolą ksiądz, nie słyszeliśmy natomiast o żadnym przypadku z południowej części Afryki. Długa kolejka ciągnęła się do dwóch okienek, za którymi znudzone urzędniczki wbijały do paszportów stemple wjazdowe do Namibii. To od nich zależał nasz czas pobytu w tym kraju. Obydwoje mieliśmy miesięczne wizy, ale jedno z nas dostało możliwość pobytu przez 35 dni, a drugie, nie wiedzieć czemu, o pięć dni mniej. Nasze bagaże, w kompletnym zestawie czterech sztuk, wyjechały z piekielnej czeluści taśmy transportowej lotniska Windhuk Hosea Kutako. Spod wesoło fruwających gumowych frędzli powolutku wyłoniły się tobołki szczelnie owinięte streczem. Odetchnęliśmy z ulgą: były wszystkie. W czasie, kiedy zajmowaliśmy się pakowaniem rzeczy i składaniem rowerów, słupek rtęci w naszym drewnianym termometrze piął się w górę niczym zasysana przez słomkę zimna coca-cola. Po porannych przyjemnych dwudziestu kilku stopniach pozostało tylko mgliste wspomnienie, a temperatura powietrza niebezpiecznie szybko się podwoiła. Skręcanie pojazdów zajęło nam więcej czasu, niż zakładaliśmy, co w połączeniu z pagórkowatą drogą, która nas czekała, nie napawało optymizmem co do możliwości zdążenia na zarezerwowanego busa z Windhuk. Mieliśmy nim dojechać do Swakopmund, skąd oficjalnie rozpoczynała się nasza wyprawa. Chwiejąc się niepokojąco na obciążonych rowerach, nieprzyzwyczajeni jeszcze do ciężkich sakw, ruszyliśmy w trasę. Opuściliśmy największe w kraju międzynarodowe lotnisko, na które dziennie przylatuje około dziesięciu samolotów, i ruszyliśmy drogą prostą jak masajska dzida na spotkanie przygody. Ruch samochodowy był nienachalny, co kilka minut wymijał nas pędzący ponad setkę samochód terenowy, a my powolutku pokonywaliśmy pierwsze kilometry. Ku naszemu zaskoczeniu, zanim przejechana odległość stała się liczbą dwucyfrową, kilkadziesiąt metrów przed nami w tumanie kurzu wzbitym ze żwirowego pobocza zatrzymał się potężny pick-up z wysoko podniesionym podwoziem i oponami o trzy numery za dużymi. Z gracją wysiadła z niego dystyngowana biała kobieta odziana w zwiewną błękitną sukienkę. Usłyszeliśmy wesołe: - Hello! Jestem Kitty! Jak ,,Hello Kitty". Widziałam was na lotnisku. Pomyślałam, że nie mogę was tak zostawić. Chodźcie, podrzucę was do Windhuk. Rowery załadowaliśmy na pakę, a sami wdrapaliśmy się do wnętrza położonej dość wysoko nad poziomem morza kabiny. Był to pierwszy z wielu pozytywnych zbiegów okoliczności, jakie miały nas spotkać. Kitty prowadziła swobodnie, z werwą i widoczną wprawą. Nawet zacinająca się skrzynia biegów nie wybijała jej z rytmu, nie przeszkadzała w snuciu ciekawej opowieści i dawaniu szybkich rad, jak bezpiecznie przetrwać w niegościnnym namibijskim pustkowiu. Mówiła, że na widok zwierzęcia należy wstać, gdyż boi się ono istot większych od siebie, oraz robić hałas, który jest też najskuteczniejszą bronią przeciwko wężom. Najbardziej, podobnie jak większość białych Namibijczyków spotkanych później na naszej trasie, ostrzegała nas przed zagrożeniem ze strony czarnoskórych mieszkańców tego kraju. Nie miała o nich najlepszej opinii i doradzała, by unikać takich obszarów jak Damaraland, gdyż jest
ebook
Wydawnictwo Muza |
Data wydania 2018 |
Zabezpieczenie Znak wodny |
Produkt cyfrowy |
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Wydawnictwo: | Muza |
Rok publikacji: | 2018 |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.