- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.yrektorem. Poza zębami niczego jej nie brakowało. Wreszcie dyrektor przeniósł babkę z budki do szatni, gdzie nie musiała mówić. Mama zdradziła, że wielu widzów brało babkę za aktorkę, taka była ładna. Gdy ją o to pytano, milczała, ale wybranym dżentelmenom - po krótkim namyśle - składała autograf na odwrocie biletu. Panowie patrzyli zachwyceni na zawijasy babki i delikatnie dotykali rond kapeluszy, zanim je zamienili na numerek. Nie lubiła tej pracy, ale do dziś chętnie o niej opowiada, rozpoczynając zdaniem: ,,Pamiętam, jak któregoś razu u nas, w ". Babka znała na pamięć całego Szekspira. Kiedyś myślałam, że Szekspir to jakiś poemat. Potem się okazało, że jednak nie. I że babka nie zna całego Szekspira, lecz zaledwie dwa akty z Romea i Julii. To właśnie w szatni, w latach, gdy ludzie zaczęli chodzić do kina, nauczyła się robić na drutach. Uważała, że żadna praca nie hańbi. Zdaniem taty, wuj Roman również wyznawał ten pogląd, choć oficjalnie nie był na ,,państwowej posadzie", bo twierdził, że porządna robota nie wymaga biurokracji. Wuj znał same ładne słowa. Poza przekleństwami, oczywiście. Państwowa posada kojarzyła mi się z pracą w ministerstwie. Zapytałam któregoś dnia, dlaczego wuj nie chce być ministrem. A tata śmiał się wtedy głośno, mówiąc, że wuj może zostać tylko ministrem sprawiedliwości, bo najlepiej zna się na paragrafach. Babka nie mieszkała z nami. Do jej pokoju i małej kuchni prowadziło osobne wejście, tuż obok naszych drzwi. Nigdy nie lubiła starej kamienicy, z której większość rodzin pracowała w pobliskim tartaku. ,,Doczekałam, że żyję wśród swołoczy" - kwękała, plując na widok sąsiadów. Babkę Bronię omijano z daleka. Chyba ze względu na to plucie. No i tak staro wyglądała, że nikomu nie wypadało się z nią kłócić, choć babka uwielbiała to robić. Jedynie tata czasami odważał się trochę z nią podroczyć, ale babka narzekała, że to nie to samo, co z obcymi. Ja lubiłam i babkę, i sąsiedzką swołocz, wuja Romana, i nawet wszystkie zwierzęta, jakie na krótko stawały się naszymi lokatorami. Zwierzęta jakoś nigdy nie mogły się do nas przyzwyczaić. Mama nie miała czasu się nimi zajmować. Poza tym te, które szukały u nas schronienia, były zawsze z jakiejś negatywnej selekcji. Wyjątkowo brzydkie. A jak się odjadły i zaczynały przypominać normalne psy albo koty, natychmiast przenosiły się do sąsiadów. Było mi przykro, gdy kiedyś pani Barenko, nowa właścicielka naszego kota Feliksa, mówiła do pani Podsiadło, prowadzącej na smyczy naszego Pikusia, że u nas to nawet zwierzęta nie wytrzymują. I że Feliks, jak trafił do pani Barenko, to cuchnął wódką i starą słoniną. Pani Podsiadło też wyznała pani Barenko, że Pikusiem miotały jakieś drgawki związane z podnieceniem ruchowym. Jakby miał delirium. I weterynarz nie mógł się nadziwić, że psy mogą mieć delirium. A to przecież stary i dobry weterynarz, ten sam, który uratował życie panu Podsiadle. Pomyślałam wtedy, że to jednak niesprawiedliwe. Zarówno Feliks, jak i Pikuś trafiły do nas ze śmietnika. I my pierwsi uratowaliśmy im życie niczym ów weterynarz panu Podsiadle. Dlaczego więc nasze sąsiadki nie znalazły w sobie odrobiny sprawiedliwości, aby powiedzieć: ,,Dobrzy ludzie, ci Pietkiewicze". Westchnęłam ciężko, bo pisano o nas na płotach ogródków działkowych i mama zawsze przejmowała się tą literaturą. Napisy zdradzały talent literacki i rękę rudego Zbycha, syna woźnego naszej szkoły. Na szczęście Zbycho wypisywał świństwa kredą i tylko do pierwszego deszczu dzielnica mogła cieszyć oko jego zdaniem na nasz temat. Ja zapamiętałam napisy: ,,Pietkiewicze do domu!" i ,,Oprychy". Mój brat widział coś znacznie gorszego, ale już po deszczu, więc zostało: ,,ewicze asy i uje". Wcale nie brzmiało to źle. Jak tajemniczy język, którym można było się posługiwać w podwórkowych zabawach. Zapytałam babkę Bronię, do jakiego domu nas wysyła Zbycho. A babka, że na Litwę, bo dla tych niewykształconych padlin Wilno jest ruskie. Jak, nie przymierzając, pierogi. Babka nie lubiła zwierząt. Uważała, że znoszą najgorsze choroby. Bała się wszelkich insektów. Niepotrzebnie. W trzcinowych matach, które zastępowały nam dywany, przez cały rok dojrzewały pchły. Wskakiwały na łydki domowników i zostawiały czerwone bąble, swędzące ślady swoich wizyt. Poza tymi bąblami nic się nie działo. Żadna choroba nie powaliła nas z nóg. Lubiłam, jak w czasie pchlich wylęgów przychodzili do nas goście. Szczególnie państwo Parysiakowie, bo byli zawsze starannie ubrani. Siedzieli przy samogonce i białej kiełbasie. Omawiali z mamą i tatą różne interesy. Mówili o planach na przyszłość, że jak się im poszczęści, to wyjadą do Ameryki, a kiosk zostawią rodzicom. Znaczy się nam. W czasi
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Wydawnictwo: | W.A.B. |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Wprowadzono: | 04.07.2011 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.