- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.właściwie nosić, rozpasanie morfotyczne natury, które nie zna miary, to czyż nie jest to nieznośne?! Podniosłem głowę, by sprawdzić, czy i ona ból mój i piekielną mękę konstatacji owej solidarnie podziela - musiała być przecie, jak ja, poruszona tym zderzeniem nagłym z kompletnym absurdem, wariacją na temat ciała i dolnej kończyny! Lecz co to? Och! Ach! O rety! Niemożliwe! - Struchlałem! Musiałem sfiksować albo coś przeoczyć. Wytężyłem wzrok najbardziej jak mogłem, jak tylko się dało. Mrok rozświetlały latarnie, o tej porze dające światło mdłe, białe - jednak ponad wszelką wątpliwość, nie mogło być mowy o żadnej pomyłce, jakikolwiek omam wzrokowy nie wchodził w rachubę. Kiedy na nią spojrzałem: pełgał tam leciutki uśmieszek! Choć przecież wszystko trwało niespełna jedną krótką chwilę - to był wykwit, źle ukryty grymas - to coś na jej twarzy! Zniknął, zgasł, nim się docuciłem - jednak dałbym się porąbać tu i teraz, miałem absolutną pewność: był - istniał poprzez krótki moment nader niewątpliwie. Nie, tego było stanowczo zbyt wiele! Ten koszmar był nazbyt idiotyczny, bym weń mógł ot, tak, ad hoc, bez oporu uwierzyć. Prawda, to nie był cały uśmiech, raczej cień uśmiechu, gdy znowu spojrzałem, nie zostało po nim nic, ni śladu - tym bardziej byłem pewien, że go zobaczyłem! Oddychałem ciężko - nagle się zmęczyłem sytuacją, która miażdżyła jak ołów. Dwie potworne chwile, z których sam nie wiem, która zdawała się gorszą, spadły na mnie niespodzianie, niepotrzebnie, nie teraz. Teraz, kiedy omal się nie uwzniośliłem nocą, jej gwiazdami, oparem, wiosną, mym wewnętrznym trylem - rzecz mnie całkiem przerosła, więc próbowałem gorączkowo ją zracjonalizować. Ubrać w sens jakiś, jeśli nie w sens, to przynajmniej w słowa - nagiej prawdy nie sposób było tolerować. Myślałem, myślałem i z wolna docierało do mnie, że odpowiedź mogła być tylko jedna, jeśli w ogóle była. Rzecz cała zbyt była wyjątkową, by się dawała zrelatywizować. Za wszystko odpowiedzialną być musiała jakaś wyższa siła albo wyższa konieczność. To nie mogło być ot, takie sobie zwykłe uśmiechanie. Ona zrobić to po prostu musiała! W tym była jakaś logika wewnętrzna. Czemu bowiem ona, młoda, urodziwa, uśmiecha się na widok ludzkiego potwora, nie potwora, ale jednak kaleki - ciała ciut rozklekotanego, kolebiącej pokraki, przecież lubi ptaszki, rybki i różne zwierzątka, lubi kwiatki, więc - jest współczująca! A jednak uśmiecha się, i to nieświadomie. Samo! Samo jej się uśmiecha. To jasne. To twarz jej się uśmiecha dobrze skrojonymi wargami, to ciało śmieje się na widok ciała ciut gorszego, to nienaganne proporcje śmieją się z dysonansu rozjechanych kształtów - to triumfuje porządek nad na śmiertelnym chaosem - nie ma w tym nic złego. To jest satysfakcja - walka form i tkanek; to co śmiać jej się każe, to jest EWOLUCJA! Więc cóż dziwnego, śmiać się już nie wolno - tym bardziej, że jej w tym nie ma, nie bierze udziału. Bo jeśli jest?!! Sza!! Niemożliwe! Absurd! Po prostu makabra! Miast poezji - herezja, zamiast czaru - makabra! Czyżby jednak świadomie, pod płaszczykiem kwiatków, ona tutaj rywalizowała. Bzdura! Ale ze mnie kanalia, jak mogłem tak w ogóle myśleć, lepiej przestać w ogóle - nie myśleć, żeby tylko nie myśleć. To pułapka przypadkowych faktów, które zbyt do siebie biorę, i to biorę na wyrost. Trzeba to przeskoczyć i nad tym wziąć górę. - Kałuża! - Co?! - ocknąłem się wyrwany słowem tym z letargu. - Kałuża! Chciałabym ją przeskoczyć, boję się, chyba ż podałbyś mi rękę? - wdzięczyła się słodko, wyciągając delikatną rączkę. - Rękę? - zapytałem zdjęty nagłą trwogą, jak gdyby chciała, żebym ją utopił, albo może zbadał. - Tak, wtedy bym się nie bała - oho, czułem, jak zupełnie wbrew sobie wypinam pierś do przodu, a w dali słychać łopot skrzydeł anielskich i surmy bojowe. I te ślimaki nagłe, ślimaki miażdżone, nasunęły mi na myśl to wspomnienie konchy, które było we mnie takie rozdrzemane, podskórne, dotychczas uśpione. Ślimak, ślimacznica, ślimaczyć, domek, muszla, koncha, małżowina uszna, ucho, chrup, chrupanie, noga, pieski, wiersz, melodia, rytm, poczęły mnie oplatać, plątać jakąś pajęczynę. Pająk jakiś, przędący cienką nić relacji, powiązań, przyczynowoskutkowych skojarzeń, implikacji, osnuwał mnie przędzą zaczepioną na kontrapunktach owych znaczeń, aluzji, symboli - motał wszystko w jeden kokon świata, ze mną uwikłanym w środku. Robiło mi się ciasno, duszno, i co dziwne, chciało mi się latać, fruwać, wzbijać, przeszywając czas i przestrzeń, przenikać w zaświaty. Niczym kometa ruszająca w przestwór, stawałem się z nagła wolny - Ja - Motyl Nabrzmiały, Wolny, Metafizyczny - cóż za stan, jakaż zdo
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, opowiadania |
Wydawnictwo: | My Book |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Wprowadzono: | 03.09.2011 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.