Właściwie wszystko można byłoby zmieścić w jednym zdaniu: ten słownik powinien mieć każdy szanujący się czytelnik, każdy, kto - mówiąc patetycznie, ale najprościej jak tylko można - aspiruje do miana człowieka kulturalnego. Bez rozróżnienia, czy najbardziej zajmują go subtelne tomiki poetyckie, opasłe powieści, analizy socjologiczne, czy literatura faktu. Każdy z nas funkcjonuje w żywiole polszczyzny, każdy - chce czy nie chce - napotyka nawet w codziennej komunikacji na trudności, nieścisłości, zgrzyty i potknięcia. To, co wydawałoby się znane, swojskie, tutejsze - język polski - okazuje się często bytem niejasnym, tajemniczym i skomplikowanym. "Arcyszyfrem nie do rozwiązania" - śpiewał kiedyś Leszek Wójtowicz z Piwnicy pod Baranami. Jak trudną materią może być polszczyzna świadczy niegasnąca popularność programów telewizyjnych lub radiowych prowadzonych przez językoznawców - w szczególności prowadzonych przez prof. Jana Miodka i prof. Jerzego Bralczyka. Okazuje się, że zawsze są jakieś językowe problemy do rozwikłania, jakieś leksykalne czy semantyczne węzły, które trzeba rozplątać. O tym, że poprawność językowa jest sprawą bardzo ważną, nie trzeba chyba nikogo w gandalfowym gronie przekonywać. Język ma funkcję czysto praktyczną, jest podstawowym nośnikiem ludzkiego myślenia. Stary to problem, ale z pewnością dalej wart refleksji: granice słów są granicami naszych myśli. W słowach odbijają się nasze przyzwyczajenia, uprzedzenia, przesądy, nasza tradycja, nawet jeśli chcielibyśmy się od niej odciąć, wypływa zawsze, kiedy tylko użyjemy języka. Tu pojawia się jeszcze jeden aspekt mowy, i choć bardziej subtelny, to może nawet donioślejszy. Język ma wartości poznawcze, kulturowe, patriotyczne, etyczne i estetyczne. Im bogatszy język rozmówcy, tym ciekawsza i bogatsza wymiana myśli - wiemy to wszyscy. Spędziliśmy długie godziny prowadząc rozmowy z bliskimi o ulubionych książkach, krzyżującymi się często z naszymi doświadczeniami egzystencjalnymi. Wiemy, że rozmowa, oprócz tego, że ma być mądra i ważna, musi też być piękna. O polszczyznę warto dbać - to banał. Ale troska o polszczyznę na progu XXI wieku nabiera jeszcze jednego, innego znaczenia. Jak pisze we wstępie do tego słownika Andrzej Markowski, język polski stał się kilka lat temu jednym z języków Unii Europejskiej i "należy starać się o to, by polszczyzna oficjalna i urzędowa pozostała polszczyzną, a nie swoistym eurożargonem, niezrozumiałym dla większości Polaków". Chciałbym, żeby każdy urzędnik w naszym państwie i każdy polityk miał ten słownik w domu i z niego codziennie korzystał. Jeśli chodzi o budowę i zawartość "Słownika", to najchętniej napisałbym, że jest w nim wszystko. Oprócz tego, że jest tu część zasadnicza, czyli 30 tys. haseł, na końcu znajduje się szczegółowo opracowanych przeszło 150 haseł problemowych. Dotyczą one odmiany nazwisk, zapożyczeń z różnych języków, części mowy, różnych rodzajów stylu, tytułów, wulgaryzmów, eufemizmów, poprawności językowej, nazw miejscowych... Nie wiem, czy to jest wszystko, co można napisać o polszczyznie, ale korzystam z tego słownika już kilka lat i jeszcze nigdy nie pozostawił moich pytań bez odpowiedzi. Witold Doroszewski, jeden z najznakomitszych polskich językoznaców napisał kilkadziesiąt lat temu, że "praca nad językiem jest pracą nad kulturą umysłową społeczeństwa". Kultura - słowo to dziś jest nadużywane. Kultura umysłowa - to już w ogóle zwrot niemodny, wręcz staroświecki. Ale każdy, kto zna wartość słów, nigdy żadnego nie nadużyje i pielęgnować będzie to, co wartościowe - nawet, jeśli inni uważają to za przeżytek. Po prostu: warto być świadomym użytkownikiem polszczyzny. A ta 1700-stronicowa cegła pomaga w tym jak nic innego.
Opinia bierze udział w konkursie