Szczelina

Igor świeżo po studiach magisterskich rozpoczyna pracę. Nikt nie mówił, że będzie łatwo i znajdzie robotę z wymarzonym zawodzie, więc zaczyna jako robotnik budowlany.
Okazuje się, że pracę prowadzone są na terenie dawego szpitala psychiatrycznego. W czasie sprzątania Igor natrawia na czarne monstrum. Sejf. I przed oczami stają mu bogactwa i klejnoty... a zamiast tego znajduje kartę szpitalną i nagrania z niejakim Fisherem, który znalazł się po trzymiesięcznej tułaczce na Trybeczu.

Trybecz i trójkąt bermudzki. Czy te nazyw mają że sobą coś wspólnego. Na Słowackim pasmie górskim od kilkudziesięciu lat znikają ludzie, bez śladu. A ci, którzy się odnajdują, nie są tymi samymi ludźmi. Poranieni, poparzeni z zaburzeniami psychicznymi. Niewielu wierzy.

Co to była za historia, nie wiem do tej pory... Fikcja? Prawda? A może po trochu? Autor tak umiejętnie prowadzi, akcję, że nie sposb odłożyć tę książkę. Ciągłe mi towarzyszła niepewność, wewnętrze napięcie co bedzie dalej? I strach... serio, atmosfera jest niepokojąca. Nic nie zapowiada takiego obrotu sprawy jak to miało miejsce. A ja zbieram szczęke, bo książka wywala z butów... Wtrącenia ,,wygoogluj sobie" no nie pomagają w opanowaniu osłupienia w jakim autor zostawia czytelnika. Tu tez ma na to wpływ narracja pierwszoosobowa.
Jestem pod wrażeniem!
Spis w formie spowiedzi, wywiadu czy reportażu, jak zwał tak zwał, pozostawia zamęt w głowie i powoduje serię pytań.
Nie wiem jak autorowi się to udało, ale na każdym kolejnym zakręcie fabuły serce bije dwa razy szybciej z ekscytacji, stresu.
Połączenie thrilera, dreszczowca i horroru.