- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.Baranowicz, tam powstawał jeden z pierwszych Domów Polskich, a później ostatni z tych, które odebrał Łukaszenka. Miały tam swoje biuro działaczka polonijna Teresa Sieliwończyk i jej matka pani Elżbieta Dołęga-Wrzosek, która pokazywała nam okoliczne dwory, a raczej to, co z nich pozostało. Pojechaliśmy do Nieświeża, Nowogródka, dalej do Słonimia, a potem z jakichś powodów udaliśmy się do powiatu oszmiańskiego, do Żupran, i do miejscowości, której nazwy nie pamiętam, a z której mieli pochodzić jacyś przodkowie Jacka. Jeździliśmy po wsiach w okolicy i pytaliśmy o dworek szlachecki, o Pawłowiczów. Trafiliśmy w końcu do ocalałego przy kołchozie zaścianka szlacheckiego, w którym mieszkała starsza pani Tekla - nestorka rodu. Z tymi Pawłowiczami, których szukaliśmy, nie miała chyba wiele wspólnego. Jeśli dobrze pamiętam - Tekla Stankiewicz. Tekla to zresztą częste imię w zaściankach Oszmiańszczyzny. Kiedy to było? To był rok 1996, już zaczynała się era Łukaszenki. W Mińsku poznałem wtedy Wiaczesława Siwczyka, jednego z liderów Białoruskiego Frontu Narodowego - zrobiłem z nim wywiad, a jego znajomi przyjęli nas kolacją w mińskim mieszkaniu. W końcu przyjechaliśmy do tego dworku szlacheckiego. Budynek niemal w ruinie, ale w kredensie znalazły się porcelanowe filiżanki, był też kawałek, dosłownie kawałek, białego obrusa, który gospodyni rozłożyła na części stołu. Posadzono nas przy stole, Jacka na honorowym miejscu, a mnie nieco dalej. Byłem zdziwiony takim zachowaniem. Grzecznie jednak wyjaśniono nam, że u nich przy stole to w zasadzie siada tylko szlachta. Nieherbowi, jak się okazało, nie są też częstowani kawą w filiżance. ,,Za Polski" bardzo tych podziałów przestrzegano, jak tłumaczyła pani Tekla. Popatrzyliśmy na siebie z Jackiem - on siedząc na zaszczytnym miejscu, pił z przedwojennej filiżanki. Gospodyni wyjęła z kredensu jakiś stary proporzec, jakieś papiery potwierdzające szlachectwo, wylegitymowała się z dostojną miną przed być może dalekim krewnym. Wszystko to, w cieniu upadającego kołchozu, było jednak bardzo niecodzienne. Ile pani Tekla mogła mieć wtedy lat? Ponad osiemdziesiąt. Była stara, schorowana i bardzo miła. Opowiedziała nam, jak tam się mieszkało za Związku Radzieckiego, obok kołchozu, jak odebrali im ziemię, jak musieli pracować na kołchozowym. Spędziliśmy z nią kilka godzin i wróciliśmy, ale dla mnie to był taki kolejny etap ,,wciągania się" w kresowość. Potem przyszła największa przygoda. Bardzo chcieliśmy z Pawłowiczem pojechać w jakieś ciekawe miejsce na świecie, ale wcale nie ustaliliśmy z góry, że to będzie akurat Wschód. Założyliśmy się, że jeżeli zdamy egzaminy, to polecimy tam, gdzie się otworzy atlas. Rzuciliśmy nim, a on otworzył się na Syberii. Zamiast na Karaibach? Stanęło na tym, że jedziemy do Jakucji. To było tuż po kryzysie rosyjskim z roku 1998. Wymyśliliśmy sobie taki program badawczy, który zresztą wykonaliśmy na rzecz Wspólnoty Polskiej. Szukaliśmy osób mających polskie pochodzenie i robiliśmy z nimi wywiady etnograficzne. Chodziło o to, żeby się zorientować, czy w ich rodzinach przetrwały polskie zwyczaje, imiona, jak obchodzi się Boże Narodzenie, czy zostały w ich stronach pamiątki po przodkach zesłańcach i tak dalej. We Wspólnocie Polskiej pracowała wtedy znana działaczka polonijna Agnieszka Bogucka. Zdołaliśmy ją przekonać, że warto nam pomóc w tej syberyjskiej wyprawie i Wspólnota zafundowała nam bilety w jedną stronę. Resztę wzięliśmy na siebie. Kupiliśmy dyktafony, przygotowaliśmy po rosyjsku pytania do Polaków i pojechaliśmy przez Moskwę do Jakucka. Do Moskwy pociągiem na Dworzec Białoruski, potem samolotem do stolicy Jakucji. Już na lotnisku, na słynnym Domodiedowie, zabrano nam połowę gotówki, nie wiadomo dlaczego. Noc była bardzo jasna, syberyjski krajobraz można było oglądać prawie jak w dzień. W Jakucku z listem polecającym z Polski trafiliśmy do księży salezjanów - Polaka i Słowaka, którzy już tam działali, i rozpoczęliśmy poszukiwania potomków Polaków, co zresztą nie było łatwe. I tak dotarliśmy do ludzi, którzy mieli skośne oczy, ciemną karnację, ale znajomo dla nas brzmiące imiona. Prawie nic nie wiedzieli o swojej polskości - wspominali tylko, że kiedyś w rodzinie był jakiś Polak i że został zesłany. Zazwyczaj nie kojarzyli tego zesłania z konkretnymi okolicznościami. Poznaliśmy pewną Jakutkę - panią Kowalską, która pracowała na uniwersytecie. (Jakutki zresztą bardzo mi się podobały). Spotkaliśmy też instruktora dżudo, w którego rodzinie mężczyznom w kolejnych pokoleniach nadawano na zmianę imiona Stanisław i Celestyn. Wśród przodków musiał mieć zatem jakiegoś zesłańca, ale sam był oczywiście Jakutem i jego żona też. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
książka
Wydawnictwo Literackie |
Data wydania 2012 |
Oprawa miękka |
Liczba stron 296 |
Szczegóły | |
Dział: | Książki |
Wydawnictwo: | Literackie |
Oprawa: | miękka |
Okładka: | miękka |
Rok publikacji: | 2012 |
Wymiary: | 145x205 |
Liczba stron: | 296 |
ISBN: | 978-83-08-05014-9 |
Wprowadzono: | 29.11.2012 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.