Twarda, mocna historia wprost z, dobrze już znanych wielbicielom fantastyki, Ziemi Niczyich! Michaił Siergiejew powrócił... "Ziemia niczyja" to nie był bynajmniej literacki koniec jego opowieści... Życie, co tu dużo mówić, nie dało antypatycznemu szpionowi odpocząć. Co więcej, w niniejszej książce można odnieść wrażenie, że wreszcie przyszła (bądź za chwilę przyjdzie) "kryska na matyska"... Czy tak faktycznie będzie? Znając Siergiejewa, można w ciemno zakładać... że na pewno nikomu nie przyjdzie to łatwo :) I chociażby dla poznania odpowiedzi na pytanie, czy po raz kolejny uda mu się przetrwać, fajnie będzie przeczytać tę książkę. Zapewniam ;) Klimat książki - bez zarzutu. Fajne, bliskie nam zarówno geograficznie jak i kulturowo postapo, że się tak wyrażę. Ukraina po katastrofie, próby zorganizowania wszystkiego ocalałym (i przez ocalałych) na nowo, pustkowia, śmierć; jednym słowem krajobraz po kataklizmie. A tytułowe "Dzieci martwej ziemi"? Myślę, że nikt z nas nie chciałby ich spotkać nie tylko w ciemnym zaułku... w pełnym blasku dnia również (a może i tym bardziej?). "Dzieci martwej ziemi" są wierną kontynuacją "Ziemi niczyjej" Waletowa, więc czytanie tej książki bez znajomości poprzedniej części jest średnio dobrym pomysłem. Sądzę, że da się w ten sposób przebrnąć przez tę lekturę. lecz będzie to po prostu trudne. I niepotrzebne... tym bardziej, że książka sama w sobie czasem wystawia na próbę cierpliwość czytelnika, a to za sprawą (zresztą tak jak w "Ziemiach niczyich") rozlicznych dygresji na temat życia Siergiejewa i jego poprzednich zadań. Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć - dygresje te są książce potrzebne. Jedyne co w nich przeszkadza, to fakt, że następują zazwyczaj w najważniejszych fabularnie momentach... ;) Podsumowując: radzę więc najpierw sięgnąć po "Ziemie niczyje". Polecam. Waletow jako pisarz może mnie jakoś szczególnie nie ujął za serce, ale książki jego autorstwa są ciekawe. Może nie porywają, ale potrafią przykuć uwagę. Myślę, że to wystarczy żeby po nie sięgnąć. ...