Nie wiem jak Wy, ale ja po przeczytaniu tego opisu czułam się niesamowicie zaintrygowana. Ja, która często lekceważę okładkowe opisy. Czemu? Panują wśród nich dwa trendy, których nie znoszę. Pierwszy to zdradzanie zbyt dużo fabuły, co odbiera czytelnikowi frajdę podczas lektury. Drugi nagminnie stosowany chwyt to zamieszczenie enigmatycznej notki , z której nie dowiadujemy się dosłownie nic. Ten zachęcił mnie na tyle, by niezwłocznie zacząć czytać!
Opis zdecydowanie zachęcał do zagłębienia się w tej historii, jednak nie było zauroczenia od pierwszych stron. Przez pierwszą połowę powieści towarzyszyły mi bardzo mieszane odczucia. Owszem, tło zostało wypełnione po brzegi muzyką, ale temu, co na froncie brakowało odrobiny powera. Ciągle czekałam na coś, co bardziej przekona mnie do całości. Liczyłam, że autorka rzuci do fabuły coś nowego, co nadałoby historii inny bieg i... w końcu to dostałam! Mało tego, kiedy losy głównych bohaterów zaczęły obierać całkiem nieprzewidywalne kursy, to co uznałam za ckliwe i nudnawe nabrało zupełnie innego wydźwięku. Autorka kupiła mnie drugą połową historii. Zapomniałam o wcześniejszej niechęci i dałam porwać się kolejnym nutom fabuły, która zaczynała tworzyć spójną całość.
Nie mam wątpliwości, że "Drive" zostało dokładnie przemyślane i dopracowane przez autorkę. Akcja przeplatająca się bezbłędnie między dwoma ramami czasowymi była strzałem w dziesiątkę. Z przyjemnością towarzyszyłam w mentalnej podróży głównej bohaterki, która podobnie jak ja- zbyt często opierała swoje decyzje na emocjach. Ponadto, każdy rozdział został opatrzony osobną piosenką, która towarzyszy jednocześnie nam podczas lektury i bohaterom w ich codziennym życiu. Dzięki temu mogłam poczuć się jeszcze bardziej związana z rozgrywającymi się wydarzeniami.
Niebanalne okazały się również postacie wykreowane przez Stewart. Stella, grająca główne skrzypce w tej historii, to mieszanka idealnie równoważących się cech. Jest przykładem na to, że postać kobieca nie musi być nieśmiała i zagubiona. Przeciwnie. Stella to kobieta, która ciężką pracą osiągnęła swój sukces. Nie boi się wyrażać własnych opinii i nie szczędzi ciętych komentarzy. Jest oryginalna, a jej trampki z cytatami piosenek i kultowe koszulki to coś, czego nie da się zapomnieć. Mimo to, Stella ma również wrażliwą stronę, która niejednokrotnie zostaje wystawiona na próbę i dotkliwie pokiereszowana. Niestety jej najczęstszym błędem jest kierowanie się emocjami, które doszczętnie przejmują nad nią kontrolę. Mimo, że poznajemy ją jako dorosłą, ułożoną kobietę wystarcza jeden telefon, by pogrzebane dawno uczucia wróciły do niej ze zdwojoną siłą. Na przekór temu nie jest jednak postacią, która irytuje swoim zachowaniem. Mimo, że niejednokrotnie nie popierałam jej decyzji to kibicowałam jej w dążeniu do celu.
"Niektóre piosenki były niczym ostre paznokcie wdzierające się w otwarte jak rany myśli,ponieważ muzyka to najwspanialszy bibliotekarz serca."
Z opisu można domyślić się, że autorka zdecydowała się włączyć do gry motyw trójkąta miłosnego i jeśli macie z takowymi złe doświadczenia to radzę szybko sięgnąć po "Drive", żeby się ich pozbyć. Stewart zadbała, by każdej z postaci nadać unikalny charakter, przez co czytelnikowi ciężko określić którąkolwiek z nich jako tą "złą". Relacja z Reidem, czyli perkusistą walczącym z własnymi demonami jest dla Stelli niemal toksyczna. Tych dwoje zaczyna znajomość w dość obcesowy sposób i zdecydowanie nie pałają do siebie sympatią. Z biegiem czasu ich relacja się zmienia. Ciągle jednak wrzy w niej od emocji, nie tylko tych pozytywnych. Stella poznaje również Natea, z którym mają łączyć ją jedynie relacje zawodowe. Jednak mężczyzna jest tak oczarowany jej osobą, że chce poczekać aż Stella da mu szansę. Rysująca się wspólna przyszłość z Natem to na pewno bezpieczniejsza opcja, ale czy tego właśnie pragnie Stella?
"Drive" to podróż w głąb ludzkich emocji wypełniona po brzegi muzyką. Niebanalna powieść o miłości, która nie zawsze jest łatwa i bezbolesna. Stewart przedstawiła zawiłe losy młodych ludzi, którzy uczą się odnajdywać siebie i walczyć o własne szczęście. Przez całą powieść miałam wrażenie, że główna bohaterka stara się dopasować do melodii granej przez kogoś innego. Czy nie lepiej jednak stworzyć własną pieśń, która będzie odzwierciedleniem naszej osobowości i pragnień? Nie każdy instrument musi brzmieć dobrze w zespole. Piękny dźwięk niektórych z nich można dostrzec dopiero w kompletnej ciszy.
Niezaprzeczalnie urzekająca historia tętniąca muzyką, pasją i emocjami. Z pewnością przypadnie do gustu romantycznym duszom oraz wielbicielom muzycznych motywów. Samo zakończenie było dla mnie miłym i niespodziewanym zaskoczeniem. Myślę, że jeśli tylko dacie dacie szansę temu tytułowi nie będziecie rozczarowani.