"Denar dla Szczurołapa" pojawił się w moim życiu w najbardziej zaskakujący sposób ? w obcym mieście, szukając spożywczaka, trafiłam na dziwny sklep z różnościami w podziemiach dużego kompleksu handlowego, gdzie na outlecie oprócz dziecięcych zabawek i starego jedzenia leżały polskie powieści przygodowe i fantastyczne. Wiele z nich było którymiś z serii tomami, przez co nie nadawały się na spontaniczną lekturę w pociągu, ale na szczęście zaplątał się wśród nich egzemplarz debiutanckiej powieści Michalaka. Okazał się on lekturą wciągającą i zdolną do wzbudzania silnych emocji, choć też niepozbawioną wad.
Zacznę od pozytywów. Historia jest porywająca, przedstawiona w pasjonujący sposób, nie dłuży się i nie pozostawia wrażenia niedosytu, jednocześnie zostawiając wiele wątków niedomkniętych, dzięki czemu czytelnik chętnie sięgnie po kontynuację. Kwestie naukowe i kulturowe stanowią znaczny procent treści i czyta się je dobrze, są bowiem zrozumiałe i obszernie opisane. Moją uwagę zwróciło znakomite oddanie realiów Bliskiego Wschodu ? autor wykorzystał niemal wszystkie smaczki, jakie oferuje kultura tego okręgu, malując pełny i bogaty obraz tamtejszej rzeczywistości. Równocześnie, pomimo wyciśnięcia jak owoc do ostatniej kropli ogółu skojarzeń, jakie przeciętny czytelnik ma z Bliskim Wschodem, uniknął wrażenia natłoku motywów wepchanych na siłę. Naukowa wiedza na temat obyczajów różnych społeczeństw i wspólnot religijnych tamtych terenów uzupełnia ten obraz i nadaje mu edukacyjnego charakteru. Z podobną pieczołowitością oddane są europejskie miasta, takie jak Hameln czy Londyn, choć naturalnie nie robi to aż takiego wrażenia na polskim czytelniku.
Kolejnym pozytywem tej powieści są według mnie postacie. Główny bohater, Gabor Horthy, pomimo swoich wad jest interesującym bohaterem i czytelnik mu kibicuje. Jego pojawienie się jest zresztą jedną z najzabawniejszych i najlepiej przeze mnie wspominanych scen w książce. Wśród innych postaci, które dają się zapamiętać bardziej niż przeciętnie, wymieniłabym starego profesora Legrandea oraz Andreę "Benita". Pierwszy z nich od początku jest dość fascynujący, lecz prawdziwie żywych kolorów nabiera gwałtownie dopiero pod koniec powieści, gdy dowiadujemy się kilku rzeczy na temat jego przeszłości, drugi natomiast od razu urzeka czytelnika swoim szczerym i luźnym charakterem. Pozostałe postacie również są barwne i interesujące, niestety wyraźnie nie domagają bohaterki płci żeńskiej ? do tego jednak przejdę w dalszej części recenzji. Trzeba również zwrócić uwagę na kreację antagonisty, Szczurołapa, który choć nie jest osobą i niemal nie występuje osobiście na kartach tej powieści, skonstruowany został znakomicie i nie sposób nie czuć dreszczyku emocji, gdy bohaterowie po raz kolejny trafiają na jego trop w niespodziewanych miejscach.
Ostatnią z największych zalet tej powieści są, moim zdaniem, opisy. Dla niektórych może to być wada ? nie wiem, jak duży mam pod tym względem autorytet, jako fanka języka Orzeszkowej w "Nad Niemnem" ? lecz osobiście rozpływałam się wewnętrznie, chłonąc barwne metafory i szczegółowe deskrypcje budynków, wrażeń, pomieszczeń i artefaktów, z których niektóre w całkiem naturalny sposób wplecione są w dialogi. To dzięki nim Bliski Wschód Michalaka wywołuje wrażenie gorącego, suchego wiatru z pustyni na skórze czytelnika i uderza w jego nos zapachem benzyny z koktajli mołotowa, a zaśnieżone okolice Tybingi przejmują go chłodem i wilgocią miejskiej zimy.
Teraz jednak czas wspomnieć o wadach tej książki. Choć historia jest pasjonująca, mroczna i doskonale poprowadzona, przez duży procent tekstu na początku książki czytelnik nie wie, o co chodzi, a tajemnicze ostrzeżenia i cienie przemykające na krańcach pola widzenia bohatera w sztuczny sposób próbują wykreować wrażenie niepokoju. Póki co jednak czytelnik nie wie, czego miałby się bać, a strach przed nieznanym nie jest łatwo przekazać na kartach powieści. Dla bardziej wymagających odbiorców może to być trochę męczące. Kolejną wadą jest częste ignorowanie zasady "show, dont tell" ? życie osobiste Gabora, czyli sytuacje ze znajomymi lub zawiązujące się nowe przyjaźnie, zazwyczaj są opisane z daleka, ogólnikowo, bez pokazania ich charakteru i drogi, jaką przebyły. Segment dziejący się w Jerozolimie zaczyna się właśnie w taki niezbyt satysfakcjonujący sposób, mianowicie dostajemy opis środowiska naukowego Instytutu Albrighta, czyli: listę nazwisk, jeden dialog w retrospekcji, w którym Gabor przyczynia się do powstania przezwiska "Benito" dla Andrei, oraz informację, że ci ludzie się ze sobą zżyli. Reszta akcji dzieje się, kiedy już są w pełni zaprzyjaźnieni i ich relacji nie trzeba poświęcać ani trochę czasu. Na koniec tego segmentu, gdy Gabor powraca do Europy, okazuje się, że wszyscy będą za nim tęsknić, co wydaje się wymuszone, ponieważ nie dane nam było zobaczyć, kiedy się do niego przywiązali. Jedna z bohaterek nawet wybucha płaczem i przytula go na pożegnanie, co jednak nie przyczynia się nijak do rozwoju jej postaci czy też jej relacji z Gaborem, a jedynie służy za pretekst do rozwodzenia się nad jej kobiecymi atrybutami.
Tu przechodzimy do najpoważniejszego problemu, jaki miałam z tą książką, a jest nim kreacja damskich postaci. Sposób opisu ich wyglądu sprawia wrażenie, jakby autor ożywiał i wsadzał w fabułę lalki utkane z własnych fantazji. Każda dziewczyna jest na wstępie oceniona pod względem jej atrakcyjności fizycznej, w tym wiele takich, które nie odgrywały roli w żadnym wątku erotycznym ani nawet romantycznym. Autor unika otwarcie opisanych, ordynarnych scen seksu, lecz nie omieszkał umieścić ich w swoim tekście w ilości zdecydowanie większej niż potrzebna. Niejednego czytelnika może zniechęcić fakt, że niedaleko początku książki główny wątek zostaje pozornie porzucony na rzecz niemal czterdziestostronicowej historii miłosnej, czy też raczej erotycznej, bo nie wchodzą tu w grę żadne silniejsze uczucia. Choć na koniec książki dowiadujemy się, że ten wątek miał kluczowe znaczenie dla fabuły, niesmak pozostaje, głównie dlatego, że postać kobieca występująca w tym segmencie nie ma do zaoferowania nic poza swoją zmysłowością. Każda zresztą kobieta w tej książce wydaje się wyjątkowo spłycona, nie licząc jednej tylko Alice. Dla koneserów tego typu powieści, którzy w postaciach damskich chcą widzieć jedynie ozdoby i spełnienie fantazji, też mam złe wieści ? szczególny sposób opisywania kobiecego ciała, jakim posługuje się Michalak, nie każdemu przypadnie do gustu. W przypadku określeń takich jak "nabrzmiałe piersi" trudno stwierdzić, czy u czytelnika tego typu wzbudziłyby prędzej pożądanie, czy raczej dyskomfort.
W ogólnym rozrachunku "Denar dla Szczurołapa" to książka warta przeczytania, pasjonująca i zaskakująca na wielu frontach, lecz wymaga ona od czytelnika pewnej cierpliwości. Mimo to, poleciłabym ją serdecznie każdemu, kogo fascynuje historia i kultura naszej i innych cywilizacji, ponieważ dzięki tej powieści może ją poznać od nietypowej strony, a przy tym przeżyć wraz z Gaborem Horthym niesamowitą przygodę.
Opinia bierze udział w konkursie