"Cisza panowała niemal wszędzie... zbudowana z milionów nałożonych na siebie lat, cichnąca coraz bardziej, w miarę jak słońce słało z góry coraz więcej energii w początkowych stadiach swego obumierania."
Rewelacyjnie wnika się w uniwersum przedstawione przez Briana Aldissa, podoba się wymykający się wszelkim zaszufladkowaniom pomysł na fabułę, wyjątkowo oryginalny i mistrzowsko zobrazowany. Książka zapewnia mocne wrażenia czytelnicze, sprawia, że pojawia się mnóstwo refleksji o otaczającym świecie, cechach gatunku ludzkiego, zanikaniu cywilizacji, ale również o nieustannym cyklu życia i śmierci, narodzinach i przemijaniu, odniesieniach do istnienia na jednej planecie i egzystencji w kosmosie. Znajdujemy mnóstwo twórczego materiału, przez który chce się przebijać myślami, poznawać emocjami, z kilku perspektyw odnosić do tego, co niewiadome i niezdefiniowane, nieuchwytne i niejednoznaczne.
Daleka przyszłość zaskakuje zieloną barwą i brzmieniem walki o przetrwanie. Człowieka nie ma już na Ziemi, staje się wyjątkowo rzadkim okazem wegetacji, nawet nie współistnienia. Nie ma mowy o ekonomii, polityce, społeczeństwie, trzeba skupiać się jedynie na przeżyciu, a to wydaje się skazane na niepowodzenie. Do nadrzędnego i niepodzielnego głosu dochodzą roślinne formy życia, śmiało zagarniające każdy skrawek planety, wyspecjalizowane w zabijaniu i unicestwieniu, pozwalające na ograniczone istnienie gatunkom zwierząt, z których czerpią korzyść. Ziemia przywiązana do Księżyca, nagrzana jak nigdy wcześniej promieniami Słońca, zaś Księżyc skolonizowany przez trawersy. Nici pajęczyny łączą echa starej przeszłości i nowe formy bytu.
Symboliczne wycofanie się człowieka na drzewo, odwołanie do jego powstania jako gatunku. Nie ma już mowy o żadnej inteligencji, na zawsze utracono wysoką zdolność rozumienia, uczenia się i posiłkowania pozyskaną wiedzą. Znaczące zawężenie widzenia świata, koncentracja jedynie na najbliższym otoczeniu, włączenie pierwotnych instynktów. Ciekawie jest spoglądać na jednostki ludzkie, które gubią się w plątaninie wiecznie głodnych wrogów, małe grupki połączone jedynie węzłem wzajemnych korzyści opartych na prymitywnych wartościach, ale również podziwiać, jak doskonale rozwinęły się zielone organizmy, do jakich zadziwiających postaci wyewoluowały, jak podporządkowały wszystko to, co pretenduje do życia na planecie. Dżungla nie zna litości.
Nie spodziewałam się, że będzie to tak ciekawa książka, szybko dałam się złapać jej urokowi, odpowiadał florystyczny klimat, atrakcyjne prowadzenie narracji i wyjątkowo frapujące wizje. Szkic powieści powstał sześćdziesiąt lat temu, a ona nie zestarzała się, nie pokrywała patyną. Efekt skoncentrowania na wyobrażeniach wybiegających poza to, co współczesne, przewidywalne i spodziewane. Ziemia wyswobadza się z ludzkiego panowania, zapomina o ambicjach i aspiracjach człowieka, wymazuje go z pamięci, stwarza miejsce na konsekutywne egzystencje, jednocześnie sama zbliża się nieuchronnie ku końcowi.
Opinia bierze udział w konkursie