Aiden Callaghan jest wspólnikiem w firmie BAM. Razem z Bentleyem i Maddoxem tworzą zgrany duet. Duet przystojniaków bogaczy. Ale w jego życiu są ciemne chmury, które nazywają się przeszłością. Wydarzeniami, które zmieniły Aidena już jako małego chłopca. Teraz jako szef ochrony może rządzić i stawiać na swoim. Kiedyś nie mógł sobie na to pozwolić. W jego życiu powoli ważne miejsce zajmuje przyjaciółka Emmy - Cami. Wprowadza radość i ciepło, którego całe życie mu brakowało. Boi się związków i poważniejszych deklaracji. Patrzy na szczęście przyjaciela, Bentleya z Emmy i z jednej strony się cieszy a z drugiej mu zazdrości. A u Maddoxa i Dee widzi podobną zależność relacji do siebie. Czy Aiden odważy się i zaryzykuje? Czy może potrzebuje jakiegoś bodźca, który pokaże mu życie bez tej szalonej i radosnej kobiety? Czy Cami wykaże się taką cierpliwością i wyrozumiałością? Czy tych dwoje będzie ze sobą? Czy paczka przyjaciół zmieni się pod wpływem trzech bliskich sobie dziewczyn? Z niecierpliwością czekałam na drugi tom serii "Prywatne imperium". "Bentley" troszkę mnie zawiódł, bowiem główny bohater nie do końca przypadł mi do gustu. Ale dostałam tam fajny zalążek historii Aidena, który wzmógł moją ciekawość kolejnych wydarzeń. I będąc przy fakcie, że to kontynuacja, warto czytać po kolei. Bez znajomości można, owszem ale w moim odczuciu obraz, jaki sobie stworzycie będzie niekompletny i ciągle będzie Wam czegoś brakowało. Jakiegoś elementu w tej układance. I powiem Wam, że warto było poczekać. Drugi tom ukazuje brutalność życia i niesprawiedliwość losu głównego bohatera. Przeszedł przez piekło. Przez coś, co nie powinno mieć miejsca. Coś, co spowodowało, że zamknął się w swoim świecie i nikogo, poza dwoma kumplami, nie wpuszcza poza wyznaczoną kreskę. To było mocne. Dosadne i bezlitosne. Współczułam mu. Całym sercem. Mimo tego, że jest muskularnym, silnym i przystojnym mężczyzną, to jego środek jest mocno pokiereszowany. Jego wspomnienia ciągle mu towarzyszą i nie może się ich pozbyć. To zdecydowanie bardziej ciekawsza postać, niż Bentley, mimo, że w pewnym stopniu są do siebie podobni. Kibicowałam naszemu bohaterowi. By się przełamał i odważył zrobić ten krok. Już ogromnym postępem było to, że wpuścił Cami odrobinkę bliżej do siebie niż inne kobiety, z którymi miał styczność. A Cami to taki barwny motyl. Radosny, ciepły, empatyczny. Taka fajna kobieta, z którą z chęcią zaprzyjaźniłabym się. I mimo tej całej otoczki pod uśmiechem skrywa ból i smutek. Kamuflaż podstawą. Tak samo dobra mina do złej gry. Te elementy w przypadku głównych bohaterów zostały fajnie pociągnięte. Było gorąco, jeśli chodzi o zbliżenia i bardzo niepewnie, jeśli mowa o przyszłości. Szczególnie, gdy do akcji wkroczy ktoś, kto dość mocno zamiesza i wywoła ogólne przerażenie. Spowoduje, ze włos stanie dęba a ciary przejdą po plecach. Miałam wrażenie, że to fajny zalążek thrillera. Autorka bardzo sprawnie łączyła wątki. Umiejętnie podsycała moją ciekawość. Drażniła kubki scenami uniesień, które grzały i spalały a przy tym było romantycznie. Tej ostatniej jest tu całkiem sporo, co bardzo mi się podobało. Były ochy i achy a ja to lubię. I to bardzo. Akcja była niczym wiatr, który delikatnie łaskotał po policzkach. Głaskał i drażnił, by za chwilę zmienić się w wir i porwać w nieznane. Pod względem sensacyjnie zostałam zaspokojona. A tym bardziej scenami uniesień. Finisz niby nie zaskoczył, ale innego innego sobie nie wyobrażałam. Choć przewidywalny, tak idealny jeśli patrzeć na całość historii. Teraz pora na trzeci tom, na który czekam z jeszcze większą niecierpliwością, bowiem ostatni z paczki, Maddox, wydaje się być jeszcze bardziej tajemniczy i jeszcze bardziej pokiereszowany psychicznie. A ja takich przystojniaków właśnie lubię w powieściach. "Aiden" to powieść o walce samego ze sobą. Ze swoimi słabościami. To także starcie przeszłości z teraźniejszością. I nie obyłoby się bez miłości, która jest niczym przepiękna róża ale z dużą ilością kolców. Bardzo ładnie i konkretnie autorka pokazała głównego bohatera. Jego iskierka Cami stała się takim punktem zapalnym. Takim lontem, który przybliżał do eksplozji. A na to warto było czekać. Jestem zaskoczona tym, że tak bardzo podobał mi się ta historia. Spodziewałam się po "Bentley" odrobinę więcej emocji i troszkę bardziej charyzmatycznego bohatera a dostałam petardę. Aż przebieram nóżkami na wieść o trzecim tomie serii. Serii, która mimo wszystko wysoko klasyfikuje się w moim czytelniczych wymaganiach. Także, kochani jeśli czytaliście tom pierwszy i macie wątpliwości czy czytać kontynuację to nie warto się zastanawiać. Ale jeśli nie było Wam dane poznać tej serii, to myślę że fanom pokiereszowanej duszy i nadziei na szczerą i prawdziwą miłość powinna ta seria przypaść do gustu. Polecam.