- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.i. I dlatego nie odpuściłam sobie jeszcze pana Dockera. - Dzięki za ostrzeżenie - mówię do Wandy, po czym sięgam po chlebak, gitarę i djembe. - Lepiej to odłóż - nalega. - Nie powinnaś dźwigać. - Prędzej pozbędę się tego - odpowiadam, dotykając brzucha. W dwudziestym ósmym tygodniu wyglądam jak wieloryb - i łżę jak pies. Za ciężko harowałam na tę ciążę, żeby teraz narzekać. Macham do Wandy i idę korytarzem na dzisiejszą sesję. Pacjenci z domu opieki przeważnie spotykają się w grupach, ale pan Docker to szczególny przypadek. Były prezes firmy z listy Fortune 500, obecnie zamieszkuje w drogim ośrodku, a jego córka Mim zatrudnia mnie na cotygodniowe sesje. Niebawem stuknie mu osiemdziesiątka; ma lwią grzywę siwych włosów i sękate ręce, którymi podobno grał jazz na fortepianie. Ostatni raz dowiódł tego, że wie o moim istnieniu, przed dwoma miesiącami. Grałam na gitarze, a on dwukrotnie walnął pięścią w poręcz wózka. Nie jestem pewna, czy w ramach akompaniamentu czy ze złości - ale do rytmu. Pukam i otwieram drzwi. - Panie Docker? - mówię. - Tu Zoe. Zoe Baxter. Ma pan ochotę trochę pomuzykować? Ktoś z personelu przeniósł go na fotel; siedzi i wygląda przez okno. Nie wiem, czy widzi cokolwiek, bo tylko błądzi wzrokiem. Dłonie zwinął na kolanach jak szczypce homara. - Świetnie! - mówię dziarsko, przeciskając się między łóżkiem, telewizorem i stolikiem z nietkniętym śniadaniem. - Co dzisiaj zaśpiewamy? - Odczekuję chwilę, ale nie spodziewam się odpowiedzi. - ,,You are my sunshine"? ,,Tennessee Waltz"? - Próbuję wyjąć gitarę, ale ciąża i ciasnota przy łóżku mi tego nie ułatwiają. Niezdarnie opieram instrument o brzuch i gram kilka akordów, po czym zmieniam zdanie i odkładam gitarę. Przetrząsam chlebak w poszukiwaniu grzechotki - noszę mnóstwo małych instrumentów na takie okazje. Delikatnie wkładam mu ją do ręki. - Może zechce pan dołączyć. - I zaczynam cicho śpiewać: - ,,Zabierz mnie na zabawę, potańczyć ". Nie kończę. Czujemy odruchową potrzebę, aby uzupełnić znajomy tekst, więc mam nadzieję, że wymamrocze brakujące ,,chcę". Zerkam na pana Dockera, ale grzechotka leży nieruchomo. - ,,Kupisz mi orzeszki, do domu nie wrócę, nie". Śpiewam dalej, stając przed nim i delikatnie uderzając w struny. - ,,I naszym kibicujmy, niech przegrać nie ważą się. Bo raz, dwa, ". Nagle dłoń pana Dockera wystrzeliwuje naprzód i grzechotka trafia mnie w usta. Czuję na języku smak krwi. Ze zdziwienia cofam się odruchowo, łzy napływają mi do oczu. Przyciskam rękaw do rozciętej wargi, nie dając nic po sobie poznać. - Zdenerwowałam pana? Pan Docker milczy. Marakas wylądował na poduszce. - Sięgnę za pana plecami i wezmę instrument, o tak - mówię ostrożnie, a gdy się pochylam, on bierze kolejny zamach. Tym razem potykam się i uderzam w stół, przewracając tacę ze śniadaniem. - Co się tu dzieje? - krzyczy Wanda, wpadając do środka. Patrzy na mnie, na bałagan na podłodze, i przenosi wzrok na pana Dockera. - Nic - odpowiadam. - Nic się nie stało. Przeciągłym, znaczącym spojrzeniem omiata mój brzuch. - Na pewno? Kiwam głową i Wanda wychodzi. Tym razem przysiadam przezornie na kaloryferze pod oknem. - Co się stało, panie Docker? - pytam ściszonym tonem. Patrzy na mnie; oczy ma przytomne i pełne łez. Ogarnia wzrokiem pokój, począwszy od bezosobowych firanek poprzez sprzęt medyczny w szafce za łóżkiem i plastikowy dzbanek z wodą na nocnym stoliku. - Wszystko - mówi zduszonym głosem. Myślę o tym człowieku, o którym pisano kiedyś w gazetach. Który zarządzał tysiącami pracowników i przesiadywał całymi dniami w wyłożonym puszystą wykładziną luksusowym gabinecie na obrotowym, skórzanym fotelu. I przez chwilę mam ochotę przeprosić za wyjęcie gitary, otwarcie zablokowanego umysłu muzyką. Ponieważ są rzeczy, o których wolelibyśmy zapomnieć. Lalka, którą pochowałam przy domu sąsiadki w dzień śmierci ojca, nazywała się Słodka Cindy. Wybłagałam ją na poprzednią Gwiazdkę, omamiona reklamą telewizyjną, lecącą w sobotnie poranki między kreskówkami. Słodka Cindy umiała jeść, pić, robić kupkę i zapewniać o swojej miłości. - A gaźnik naprawi? - zażartował tata, kiedy pokazałam mu swoją listę bożonarodzeniowych życzeń. - Łazienkę wysprząta? Z lalkami obchodziłam się dosyć okrutnie. Włosy Barbie obcinałam nożyczkami do paznokci, a Ken stracił głowę, przy czym dodam na swoje usprawiedliwienie, iż stało się to przez przypadek, kiedy wypadł z koszyka przy moim rowerze. Ale Słodką Cindy traktowałam jak rodzone dziecko. Co wieczór okrywałam ją kołderką w kołysce ustawionej przy moim łóżku. Codziennie ją kąpałam i woziłam w wózku, zakupionym od kogoś na wyprzedaży garażowej. W dzień śmierci tata chciał iść ze mną na rower. Pogoda by
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, dla kobiet |
Wydawnictwo: | Prószyński Media |
Rok publikacji: | 2013 |
Liczba stron: | 568 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.