Niepokorna to trzeci tom trylogii S. C. Stephens. O wcześniejszych częściach również pisałam dla Was tutaj ? Bezmyślna i Swobodna. Jeżeli pamiętacie, to uznawałam te książki za lekturę lekką, przyjemną, niezbyt wymagającą. Za największy minus podałam postać głównej bohaterki Kiery, który został w drugim tomie lekko zniwelowany. Dało mi to nadzieje na dosyć ciekawe zakończenie mojej przygody z tą historią.
Niestety okazało się, iż były to marzenia, które nie znalazły pokrycia w rzeczywistości. Nigdy nie twierdziłam, że powieści Stephens są lekturą wysokich lotów. Miała być ona odskocznią od szarej rzeczywistości, a tymczasem okazało się, iż ta rzeczywistość była znacznie ciekawsza niż książka. Męczyłam się niemiłosiernie, nie mogąc przebrnąć przez 652 strony Niepokornej, a moje dość dobre wrażenie po poprzedniej części poszło w kompletne zapomnienie.
Dlaczego? Otóż miałam wrażenie, że z każdej karty książki wylewa się słodycz, zbyt duża dawka słodyczy, idealnej miłości i zapatrzenia głównych bohaterów w siebie nawzajem. Kiera jak zwykle zachwycała się swoim cudownym partnerem ? albo mężem, jak lubiła go nazywać ? który był doskonały aż po same końce włosów na głowie. Stający się gwiazdą rocka Kellan był uosobieniem marzeń każdej kobiety, a ona, jego skromna, szara myszka, nie pasowała do świata, w którym przyszło im teraz żyć. O ile jako reprezentantka płci pięknej jestem w stanie zrozumieć jej brak pewności siebie czy zazdrość o ukochanego, o tyle przedstawiane z tak wielką częstotliwością, staje się denerwujące.
Długo zbierałam się do napisania recenzji, prawie tak długo jak męczyłam się z samym czytaniem książki. Sięgając pamięcią wstecz staram się przypomnieć fabułę, jednak przed oczami mam tylko rzucane ciągle kłody pod nogi naszym bohaterom bądź ich rozmowy o głębi uczucia, które ich łączy. Wiem, taki jest zamysł literatury kobiecej, jednak nie dostałam tego, czego oczekiwałam. Chciałam lekkiej historii, a otrzymałam lukier w papierowej postaci. Co za dużo, to niezdrowo. A żeby być jeszcze bardziej czepialską, to kompletnie nierealna była dla mnie przyjaźń Kiera ? Kellan ? Denny (dla przypomnienia: były chłopak Kiery, którego zdradziła z jego najlepszym przyjacielem, wyżej wymienionym Kellanem, a panowie dali sobie po twarzy, przypadkiem uszkadzając również Kierę). Wiem wiem, dojrzałość. Potrafili odciąć się od przeszłości, zrozumieć, że wiele dla siebie znaczą, ale jako przyjaciele. Pewnie mało wiem o życiu, ale taka sytuacja wydaje mi się ciężka, zwłaszcza w tak krótkim czasie po zdradzie. Jak się mylę ? mea culpa.
Jeżeli już zaczęłyście czytać trylogię Stephens, to pewnie dobrniecie do samego końca. Jeżeli jest dopiero przed Wami ? chyba mogę powiedzieć, że możecie się wstrzymać z sięgnięciem po tę historię. Nie powiem, iż żałuję czasu spędzonego nad powieściami autorki. Mogę jednak powiedzieć, że gdybym przypadkiem nie spotkała jej na swojej drodze, nie czułabym się poszkodowana.