Magia, magia totalna z czerwonymi koralami i podwórzem pełnym gdaczących kur.
Słyszałam o „Konopielce”. Słyszałam o Redlińskim. Ale przyjemności z tym pisarzem, i z tym dziełem jego to nigdy nie miałam. Do czasu. Ażeby książka, za którą chwyciłam w porywie nudy, tak mnie wciągnęłam, zaintrygowała, tak zawładnęła mną w całości, to jeszcze nie bywało. Wspaniała! Przepiekana! Bajkowa i wiejska na wskroś! Świat, jaki udało się Redlińskiemu wykreować, ludzie, jakich opisał zręcznie są równie prawdopodobni jak i nieprawdopodobni. Religijność przeplata się tu z bezbożnością. Kobiece fartuchy z chłopskimi walonkami. Czytelnicy tak zapamiętale szukają zaginionego jajka, są świadkami oświadczyn Kaziuka i narodzin czarciego cielątka, że zapominają o bożym świecie, o obowiązkach, które w świetle tej wspaniałej powieścią są błahe, bezbarwne i uwagi niewarte.
Ciemnota walczy z jasnością, nauczycielka z całą wsią, powieść kończy się równie przedziwnie, jak i zaczyna. Nic, tylko się zachwycać. Wszystko przyprawione po wiejsku, kapustą ziemniaczkami. „Konopielka” jest momentami przedziwną gawędą, legendą o potworach ukrytych w stogach siana i zbożach. Momentami jest powieścią pełną grozy, duchów zmarłych i wcielanych diabelstw, innym razem dramatem, z przemocą , po chłopsku, w rodzinie. Nade wszystko jest jednak przezabawną komedią o ludziach i ich przywarach, które mistrz Redliński tak uchwycił i przeniósł na karty „Konopielki”, jak nikt!
Szereg Piastów znajdzie czytelnik w tej księdze. Jeden większy gospodarz od drugiego! Wszystko zaś jest splecione misternie, delikatnie ale i trwale, niczym snopki złotych zbóż, poustawiane równiutko jeden przy drugim. Największym, i chyba jedynym, minusem tej książki jest mała ilość jej stron. Niestety, nic co dobre, nie trwa wiecznie, i za niecałe dwieście stronnic „Konopielka” się kończy. Ale gwarantuję, że wrócicie do niej nie raz. Zachęcam do sięgnięcia po to wybitne dziełko, zwłaszcza teraz, kiedy na nowo rozpleniła się chłopomania. Polecam, z czystym sumieniem.