W 1933r. Michał Bułhakow, którego znamy raczej za sprawą innej jego powieści, mianowicie „Mistrza i Małgorzaty”, napisał krótką książeczkę, która za jego życia nie została wydana, nie została wystawiona, zachowała się wśród tych wielu rękopisów, które nie spłonęły. Powieść owa nosi tytuł „Życie Pana Moliera” i o nikim innym, tylko o Molierze nam opowiada.
Molier u Bułhakowa jest człowiekiem z krwi i kości, czytelnik przez dwieście stron jest świadkiem narodzin i śmierci niedoszłego tapicera.
Bułhakow, któremu wszak talentu odmówić nie możemy, zręcznie uchwycił i skreślił na papierze życie autora „Skąpca”. „Życie Pana Moliera” naszpikowane jest anegdotkami z życia Jeana’a Baptiste’a, plotkami i przypuszczeniami, skandalami towarzyszącymi premierom kolejnych sztuk wystawianych przez molierowski „Teatr Znakomity”. Autor szkolnych lektury pokazuje swoją drugą twarz – szykanowanego, obrazoburczego artysty, którego wielkie sukcesy przeplatały się z wielkimi porażkami. Nikt z nas, ziewając czasem na lekcji poświeconej molierowskiemu „Świętoszkowi” nie wie, że w XVII w. oskarżono autora o małżeństwo z własną córką, a ową komedię o Tartuffe’ie, przerobioną później i zaserwowaną pod nazwą „Szalbierz”, wystawiać zabroniono, ponieważ godziła we wszystko i we wszystkich.
Nikt nie wie, że komedia „Pocieszne wykwintnisie”, która wywołała wielką burzę wśród arystokracji XVII wiecznej Francji, była początkiem „wojny na sztuki”, jaką to Molier prowadził francuskim społeczeństwem. A samo określenie „wykwintnisia” było przymiotnikiem, jakim określały się wielkie i wykwitnie francuskie damy. W które to, notabene, Molier wymierzył ostrze swojej sztuki.
Wspomnieć należy i o sztuce „Miłość lekarzem”, w której występowało czterech lekarzy pod postaciami szarlatanów. Po premierze tej komedii na komediopisarza obraził się cały fakultet medyczny ówczesnego Paryża.
Bułhakow zaserwował nam Moliera w bardzo przyjemny sposób. Nic, tylko polecić.