Zapasy z życiem to książka o tym jak wziąć się z codziennością za bary. Jak nie wmówić sobie, że szczęście, bogactwo i sukces to terminy, które nas nie dotyczą. Ta opowieść to mapa, która prowadzi do skarbu a jest nim spełnienie, radość i chęć przeżywania tego co jest dookoła.
Główny bohater to chłopiec, który wychowuje się na ulicach japońskiego miasta. Wywodzi się z patologicznej rodziny, która podarowała mu traumatyczne dzieciństwo. On sam uwierzył, że nic dobrego w życiu na niego nie czeka. Przepełniony nienawiścią, głodem, samotnością kroczył w stronę samozagłady. Głównie znał smak żalu, osamotnienia oraz wstydu. Jego los został odmieniony prze mistrza sumo. Dzięki jego wytrwałości, opanowaniu oraz naukom chłopiec powstał z kolan ciemności, brudu i smrodu i zdecydował się pójść ku jasności, barwom i sukcesowi. Ta podróż była wielką próbą siły, która nie raz się załamała. Słaba determinacja, chwiejna konsekwencja oraz poczucie klęski sprawiały, że chłopiec częściej się cofał niż szedł do przodu. Ale jak mówią, nie ważne ile razy się upada istotne jest ile razy się wstaje. A ten chłopiec, który przeobraził się w końcu w mężczyznę doszedł do swojego celu, gdzie czekała na niego miłość, ciepło i samozadowolenie. On uwierzył w siebie. Przestał się zgadzać na to, aby być wciąż mniejszym i mniejszym. Już nie otulał się smutkiem. Obrzydzenie do własnego ja zamienił na miłość do siebie i zrozumiał, że zwyczajne życie potrafi przynieść nieograniczoną radość.
Książka ta jest typowa dla Schimitta. Zawiera w sobie typowe połączenia prostoty, zwyczajności z elementami magii i zagadki. W treści ukryte są podstawowe pytania o życie i istotę człowieka. Opowieść jednak nie do końca porywa serce, duszę i umysł. Jest dosyć mdła, zbyt podobna do innych historii autora. Już nie zaskakuje. Dzięki swej krótkiej formie nie nudzi, nie usypia i pozwala dotrzeć do końca, ale nie zaspakaja głodu czytelnika. Z drugiej strony przesiąkając literkami tej opowieści można się zachwycić, zamyślić i umilknąć z wrażenia. Ta książka to podróż w głąb siebie, we własne lęki, niedopieszczenie, braki, które są przeszkodami życiowymi. Autor stawia przed nami drogowskazy, które wyprowadzają z mroku. Można je ominąć, skryć się w sobie i powoli gasnąć, ale można też przysiąść pod każdym z nich i zastanowić się jak to jest ze mną samym. Czy wciąż chcę uciekać przed tym co przeszkadza mi żyć?
Składam też wielki pokłon dla listownego dialogu pomiędzy bohaterem a jego rodzicielką, osobą chorą, ułomną, pozbawioną świadomego kontaktu ze światem. Jak pisze matka, która jest analfabetką? Jak wyraża swoją troskę o syna, własną miłość i zaufanie do niego ? To potrafi poruszyć każdy nerw, mięsień i łzę.
Dla mnie ta opowieść jest niewyważona i chyba to mnie najbardziej irytowało. Jej przesłanie chociaż ważne i istotne zostało ubrane w niezbyt dobrą formę. Nie zasmakowałam się w czytaniu. Każda kolejna strona była dla mnie bezbarwną degustacją czegoś co chciałam, aby mi smakowało. Jednak gdy zamknęłam książkę i przeżułam treść zostało we mnie to co najlepsze.
Tę książkę należy przeczytać. Ona daje wybór pomiędzy staniem się ignorantem samego siebie albo człowiekiem, który rodzi się na nowo. Bo jak wiemy wszystko zależy od nas samych.
No więc, grubego gościa w sobie już dojrzałem: to ktoś, kto zwycięża nie innych, ale siebie samego; gruby gość to to, co we mnie najlepszego i co mnie wyprzedza, prowadzi, inspiruje.