Książki wydawnictwa Zielona Sowa są ostatnio w niesamowicie przystępnych cenach, tym bardziej warto skusić się na tomik poezji autorstwa Joanny Mueller - "Zagniazdowniki". Wszyscy, którym na dźwięk słowa "poezja" przypominają się nudne lekcje języka polskiego, ckliwe wierszyki albo patetyczne tony tyrtejskich strof, będą bardzo zaskoczeni sięgając po "Zagniazdowniki". To druga książka poetycka młodej, bo dopiero 30-letniej, pisarki. Już debiutancka była wydarzeniem i po jej wydaniu autorka znalazła swoje miejsce w słownikach najnowszej polskiej literatury. To nie byle co, mając za sobą tylko debiut. Drugi tom jest potwierdzeniem literackiej klasy, wyczucia słowa i wyobraźni językowej. Najważniejsze jest to ostatnie - wyobraźnia językowa. Już w poprzednim tomiku wiersze naszpikowane były takimi słowami jak pośliczek (pośliniony policzek), przywyłkanie (przywykanie do łkania), cudzak (obcy cudak) albo zza wrót głowy (tego nie trzeba tłumaczyć). Głównym tematem tamtego tomiku był ból (świetny tytuł "Somnambóle fantomowe"), tematem tego jest raczej kobiecość i miłość, a w warstwie językowej jazda bez trzymanki po kanonie polskiej literatury. Wszystko przyprawione jakąś eteryczną atmosferą przedhistorycznej Słowiańszczyzny. Najlepiej zacytować same wiersze: "ty będziesz jaź ja będę boleń/jaka twoja drogocenność/ty psychuszka ja rozchodnik/takie moje popsowanie/widzę cię stała gwiazdo/bądź ze mną przez sto jesieni". Albo: "upita lamia ckliwe dotkliwki/u mnie się nie zamawia u mnie się/łaknie". Czy też: "paść się na łonkach języka o chlebie bólu i o wodzie lęku/aż do odleżyn od tej wieczności/słowa są wolne kiedy nas już nie ma/w gruncie rzeczy wiersze są smutne/w gruncie wierszy rzeczy są smutne/mówisz masz". Najlepszy eksperyment z formą w polskiej poezji najnowszej, arcymistrzowskie podważanie konwencjonalności tekstu i tradycji. Do smakowania.