Michał i Elżbieta wiodą uporządkowane, nieco monotematyczne życie. Ona rozwija się jako pisarka, a zajęciu temu oddaje się z wielką pasją. On jest grafikiem i twórcą okładek wydanych przez nią książek. Żyją razem, a jednak bardziej obok siebie. Patrzą w przyszłość, nie wiadomo jednak czy wspólną.
Magda Rem oferuje nam uczestnictwo w tym małżeńskim układzie. Pokazuje rozkład pożycia i rozpad relacji, które miały być przecież na całe życie. Małżeństwo bohaterów wcale nie jest jednak taką wielką rzeczą, a to co ich łączy już nie należy do rzeczy istotnych. Pozwolili, by ich miłość uleciała z wiatrem, by została pogrzebana niczym jesienne liście. Zatracili się w byciu razem, a może osobno. Nie patrzą na siebie z miłością, wyrazy czułości zastąpili oskarżeniami, a gorące szepty głośnymi kłótniami. Autorka pokazuje nam trudną relację o trudnym byciu razem.
?Zauważył to, czego od pewnego czasu już nie widział. A raczej widział jedynie we wzroku obcych mężczyzn. Że jego żona wciąż jest diabelnie piękna i diabelnie zgrabna. Miały rację cudze spojrzenia, które mu o tym mówiły. On zdążył zobaczyć w jej twarzy i gestach zbyt wiele przykrej, codziennej brzydoty, żeby chciał pamiętać, co jest pod spodem?.
?Może o nic nie poszło, tylko sprawy, związki, uczucia są jak ludzie- kiedy przyjdzie ich pora, umierają?.
Mogłoby się wydawać, że to historia jakich tysiące. Umierająca miłość, która pozostawia po sobie zgliszcza i prowadzi do tragedii. Ale sposób przedstawienia sprawia, że ta opowieść intryguje i zatrzymuje, aż do końca. Rem dawkuje nam ją powoli, oszczędnie dzieląc się każdym szczegółem. A my niczym małe wdzięczne pieski chwytamy te fragmenty i prosimy o więcej. Mamy wrażenie, że wszystko wiemy od początku, ale z każdą kolejną stroną, nasza mądrość i pewność siebie ulatują, a na ich miejscu pojawia się niepewność i niecierpliwość. Z pewnością jest to także zasługa mrocznego i tajemniczego klimatu, który momentami wywołuje u czytelnika ciarki.
?To był dalszy ciąg ich niekończącej się gry. Oboje tracili w niej fanty, a żadne nie potrafiło zwyciężyć raz na zawsze. Zdaje się, że właśnie na tym polegały zasady rozgrywki?.
?Istnieje też miłość, która polega na skakaniu sobie do oczu z pazurami. Na wiecznej karuzeli emocji. Na lizaniu ran i wracaniu do siebie?.
?Tysiąc róż? to także niezwykła historia pewnego morderstwa. Myśląc o morderstwie mam na myśli dwie płaszczyzny- z jednej strony jest to zadanie ciosu miłości i związkowi, z drugiej jest to grzech wymierzony przeciwko jednemu z małżonków przez drugiego. Nie wiemy, co się wydarzyło, nie znamy okoliczności. Musimy zmierzyć się natomiast z próbą zakamuflowania tej zbrodni i zmierzyć się z tym, co zrobili sobie nawzajem. Autorka szuka recepty na zbrodnię doskonałą, choć może tak naprawdę chodzi o doskonałe ukrycie ciała i próbę przekonania innych o własnej niewinności. Dla mnie to temat niezwykle ciekawy, a nawet szalenie interesujący. Jak to zrobić? Jak zapomnieć na chwilę o niepewności i wyrzutach sumienia? Jak przekonać sąsiadów, że nasza druga połowa zwyczajnie czeka w domu i oddaje się codziennym zajęciom? I co zrobić z ciałem? A przede wszystkim: czy można z tym żyć?
Te dwie sprawy zaintrygowały mnie i sprawiły, że nabrałam na tę książkę wielkiego apetytu. Czytało mi się wyjątkowo dobrze, choć momentami osnuwał mnie mrok i niezrozumienie pomieszane z obrzydzeniem. Niestety, są takie sprawy, których nie mogę przemilczeć, wątki, wobec których nie mogę pozostać obojętna. Jednych z nich jest dziwny chaos panujący miejscami w książce. Szczerze przyznam, że czasami ciężko było mi się odnaleźć w tej historii, zatracałam sens i trochę się niecierpliwiłam, choć nie przeszkadzało mi to w całkowitym odbiorze. A druga sprawa to zakończenie. Nie mówię, że jest złe. Trzeba przyznać, że poczułam się zaskoczona, a mówi się, że to najważniejsze. Ale mi ono zupełnie nie pasuje do tej opowieści. Ja się na nie po prostu nie zgadzam.
Myślę, że to naprawdę dobry debiut. W swojej pierwszej książce autorka porwała się na tematy trudne, a zastosowane przez nią rozwiązania są niebanalne i nieoczywiste. Cieszę się, że sięgnęłam po tę pozycję i mimo tych kilku nieszczęsnych drobiazgów, nie zawiodłam się. Ta książka z pewnością ma coś w sobie.