Jeśli jesteście ze mną od dłuższego czasu, to wiecie, że jestem wielką fanką twórczości Denise Hunter. Do tej pory miałam okazję przeczytać wszystkie jej książki i każda z nich w jakiś sposób mnie zachwyciła lub zauroczyła. Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest to literatura szczególnie ambitna, ani nie skłania do głębszych refleksji, to jednak idealnie sprawdza się na leniwe wieczory pod kocykiem z herbatką w ręce.
"Tylko pocałunek" to trzecia część z serii Summer Harbor przedstawiająca tym razem losy kolejnego z braci Callahanów - Rileya. Chłopak zakochał się w swojej najlepszej przyjaciółce, lecz gdy nadszedł moment, w którym chciał wyznać jej miłość, ta związała się z jego bratem. To niefortunne zdarzenie popchnęło go w stronę radykalnych działań i postanowił udać się na misję do Afganistanu. Podczas jego nieobecności w mieście wiele zmieniło, a choćby to, że Paige - jego dawna miłość jest wolna, co zachęca go do powrotu do domu i wzięcia sprawy w swoje ręce. Wszystkie jego plany rozpadają się, gdy wybuch miny czyni z niego kalekę na całe życie. Zdruzgotany mężczyzna wierzy, że nie zasługuje na Paige, ponieważ nie chce być dla niej ciężarem, i tak kolejny już raz nie wyzna jej, że ją kocha. Wracając do domu po wojnie Riley chce jak najszybciej odzyskać minimalną sprawność, by mógł na zawsze wyjechać z Summer Harbor i nie oglądać się już nigdy wstecz. Tymczasem okazuje się, że na czas rekonwalescencji musi zamieszkać w domu Paige, przełknąć dumę i zgodzić się na pomoc dziewczyny.
Zacznę od tego, że mam mieszane uczucia co do tej historii. Chyba nie odnalazłam w niej dawnej Denise Hunter, której twórczość tak pokochałam po przeczytaniu "Taniec ze świetlikami". Historia Paige i Rileya zapowiadała się naprawdę obiecująco, lecz skończyło się na tym, że przez całą powieść stykamy się z przyciąganiem i odpychaniem przez głównych bohaterów. Ten zabieg wykonany przez autorkę niesamowicie mnie zirytował, ponieważ miałam wrażenie, że zamiast w końcu się na coś zdecydować, bohaterowie ciągle błądzą we mgle i sami nie wiedzą co zrobić z własnym życiem. Ta ich bezradność doprowadzała mnie do białej gorączki, co przyznam szczerze często pchało mnie to tego, żeby rzucić tą książkę w kąt. Ale ze względu na to, że jest to moja ulubiona autorka i ulubiona seria, ja po prostu musiałam skończyć tę książkę. Pochłonęłam ją w kilka godzin, ale najgorsze było to, że po skończeniu nie czułam niedosytu, jak to było w przypadku innych powieści tej autorki.
Bardzo polubiłam bohaterów z serii Summer Harbor. Szczególnie braci Callahanów, którzy byli zaradni, przystojni i opiekuńczy. Nikt nie potrafił okazywać tak otwarcie uczuć jak oni. Takie cechy bardzo sobie cenię w postaciach męskich. Riley w powieści musiał zmierzyć się ze swoją niepełnosprawnością, zaakceptować fakt, że nie cofnie czasu i pogodzić się z utratą nogi. Ta postać może przysłużyć niejednej osobie za wzór, który pomimo swojej trudnej sytuacji psychicznej, pomimo bólu, ćwiczył, by odzyskać sprawność w chodzeniu. Wojna to temat, który często poruszany jest w książkach, autorzy zawsze duży nacisk dają na psychikę bohaterów, z jakimi konsekwencjami mierzą się po powrocie z wojny. Doceniam to, że dzięki takim sytuacjom czytelnicy mogą choć w małym stopniu zrozumieć takie osoby i poznać ich odczucia.
Nie mogę nie wspomnieć o szlachetnym postępowaniu Paige. Prowadziła schronisko, w którym opiekowała się porzuconymi zwierzakami, szczególnie psami i kotami. Poświęcała całą swoją energię i wkładała całe swoje serce w prowadzenie tego miejsca. I w momencie, gdy dla schroniska przyszły ciężkie czasy, dziewczyna nie poddała się, tylko zacisnęła pięści i walczyła o swoje miejsce pracy, a także walczyła o byt zwierząt. Bowiem wiedziała, że gdy ona im nie pomoże, to zwierzęta będzie trzeba uśpić. Jej determinacja i pomoc przyjaciół w ratowaniu schroniska jest godna podziwu. Ta sytuacja, nie ukrywam wzruszyła mnie najbardziej, ponieważ uwielbiam zwierzęta i nie cierpię patrzeć, ani czytać jak dzieje im się krzywda.
"Tylko pocałunek" Denise Hunter to przede wszystkim ciepła opowieść o miłości między dwojgiem ludzi. Fajne jest to, że autorka nie skupia się tylko na aspekcie miłosnym, choć to właśnie miłość odgrywa największą rolę w książce, ale przedstawia także silne więzi rodzinne, przyjaźnie. Podsumowując, miałam mieszane uczucia co do tej historii, jednak po napisaniu recenzji i sklejeniu w całość swoich odczuć, stwierdzam, że książka jest dobrze napisana. Denise Hunter kolejny raz nie daje nam gotowych rozwiązań, tylko rzuca bohaterom nieustannie kłody pod nogi. Na kartach powieście śledzimy ich zmagania, by na koniec poznać szczęśliwe zakończenie. Także polecam Wam sięgnąć po tę książkę i przekonać się samemu, za co tak bardzo uwielbiam tę autorkę.