„Trans-Atlanyk” jest owocem trzydziestoletniego w Argentynie pobytu pisarza, dziełem wybitnym, nietuzinkowym i szaleńczym, którego nie zmogły liczne krytyki ataki.
Gdy tylko mistrz nasz opublikował swój krótki a jednocześnie z silnym emocji zabarwieniem utwór gromy się z nieba posypały, Gombrowicza o dezercję oskarżono, o brak patriotyzmu, o szydzenie z Polski i Polaków, o to i o tamto. Czegoż to ludzie wymyślić i wyczytać w „Trans-Atlantyku”, to w głowie się nie mieści. Jako rzecze sam autor, „utwór pragnie bronić Polaków przed Polską…, wyzwolić Polaka z Polski…, sprawić, żeby Polak nie poddawał się biernie swojej polskości”.
Powieść ową częstą zestawia się z wielką naszą epopeją, z „Panem Tadeuszem” mianowicie. Zestawia się i porównuje, dwóch literatów zmaga się ze sobą pośmiertnie na wersy. I ja, moi drodzy, jestem za Gombrowiczem. I za jego parodią sarmackiej polszczyzny, którą bombarduje nas na pokładzie swej powieści.
Ową Argentynę, do której to na typowo polskim statku o wdzięcznej nazwie „Chrobry” przypłynął cec[...]e całkowite odrealnienie. Świat tu przedstawiony jest tak absurdalny, pełen głośnego Buch, Buch, Babach i Stuk, Puk. Wszelkie postaci, wymyślne i dziwaczne bawią nierzadko do łez, do zadumy czytelnika przypędzają, a bohater główny – którego z samym autorem identyfikujemy, zdradza wszystkich na prawo i lewo, lecz miast grozy i uczuć mieszanych, śmiech wzbudza szczery, rubaszny, do za brzuch się złapania zmuszający.
Pozycja Gombrowicza, którą trzeba znać.