Książkowe bestsellery z tych samych kategorii

ŚLEPOWIDZENIE (twarda)

książka

Wydawnictwo Mag
Oprawa twarda
  • Dostępność niedostępny

Opis produktu:

Ślepowidzenie - magnetyczna, przerażająca, wielostronnie argumentuje, że świadomość to przegrana sprawa, w którą wierzymy z przyzwyczajenia.
To naukowa fikcja o Pierwszym Kontakcie - gęsta od filozofii, nowych pomysłów i ostrego pisarskiego stylu. Powstaje wstrząsająca i hipnotyzująca powieść, popis talentu, pełen prowokujących i niepokojących pomysłów.
Ślepowidzenie to znakomity przykład na to, czego potrafi dokonać fantastyka naukowa i nie tylko ona. Fenomenalne studium nad świadomością, teoriami biologicznymi, empatią, uczuciami... ambitne w swoim rozmachu i wykonane z pełnym powodzeniem i brawurą.


Peter Watts - jest o wiele większym optymistą, niż można by się po nim spodziewać. Przez większość dorosłego życia nie mógł się zdecydować, czy zostać pisarzem, czy naukowcem, w rezultacie zostając skrajną hybrydą tych dwóch gatunków. Zdobył szereg nagród w dziedzinach tak odległych od siebie jak biologia ssaków morskich, film dokumentalny i fantastyka naukowa. Te osiągnięcia nie uderzyły mu jednak do głowy, bo nigdy nie wiązała się z nimi większa kasa.
Poświęcił dziesięć lat na uzyskanie różnych tytułów naukowych z ekofizjologii ssaków morskich (to dopiero jest bezgraniczny optymizm), przez kolejne dziesięć usiłował zarobić na życie tymi kwalifikacjami, nie stając się popychadłem rozmaitych grup nacisku. To okazało się sporo trudniejsze, niż początkowo wyglądało; w latach 90-tych płacili mu kolejno: ruch obrońców przyrody za obronę morskich ssaków, amerykańskie firmy rybołówcze za ich szpiegowanie, kanadyjskie władze - za ich ignorowanie. W końcu zdecydował, że skoro i tak wplata naukę w fikcję, może równie dobrze dodać jeszcze paru bohaterów, fabułę i spróbować sprzedać na jakiś rynek, szerszy niż Przegląd Teoretycznej Biologii.
Z mieszanym sukcesem, należy rzec. Pierwsza powieść, Starfish, została wyróżniona przez New York Timesa, zasłużyła sobie na `zaszczytną wzmiankę` wśród laureatów nagrody Johna W. Cambella oraz na odrzucenie przez niemieckie i rosyjskie wydawnictwa jako `zbyt mroczna`. (Zbyt mroczny dla Rosjan - z tego osiągnięcia jest Watts szczególnie dumny, choć nadal zdumiewa go, że tłumaczono tę książkę na włoski.) Odtąd zaczął się także kultowy status książki wśród dręczonych egzystencjalnymi niepokojami nastoletnich blogerek, identyfikujących się z główną bohaterką Starfisha.
Książkę Wattsa, Ślepowidzenie (2006) najlepiej określić mianem powieści o pierwszym kontakcie, zgłębiającej naturę i ewolucyjne znaczenie świadomości, w której występują kosmiczne wampiry. Wbrew wszelkim przewidywaniom, nie była klęską komercyjną - przeżyła wprawdzie odrzucenie przez pół tuzina wydawców, mikroskopijny pierwszy nakład, zero zamówień od największej amerykańskiej sieci księgarń, brak sensownych notek reklamowych, wątpliwą okładkę oraz samobójczy akt desperacji, w którym autor zaczął rozdawać ją za darmo przez sieć, na licencji Creative Commons. Gdy piszę te słowa, ukazuje się czwarte wydanie Ślepowidzenia, w twardej oprawie, jest ono tłumaczone na kilka języków; zostało także nominowane do nagród Hugo, Campbella, Sunburst, Locusa i Aurory, wygrywając dokładnie zero z nich.

Tłumaczenie; Wojciech Próchniewicz
S
Szczegóły
Dział: Książki
Wydawnictwo: Mag
Oprawa: twarda
Okładka: twarda
Wprowadzono: 17.07.2013

RECENZJE - książki - ŚLEPOWIDZENIE

4.6/5 ( 28 ocen )
  • 5
    20
  • 4
    5
  • 3
    3
  • 2
    0
  • 1
    0

Sławomir Grabowski

ilość recenzji:48

brak oceny 23-03-2010 14:00

Dzisiaj niemożliwe jest napisanie dobrej science fiction – do takiego wniosku coraz częściej dochodzę, widząc ofertę wydawnictw i poziom nielicznych książek SF (nie mówię o filmach, bo te są sto lat za murzynami). Trzeba mieć: a) olbrzymią – i aktualną - wiedzę, żeby nie pleść głupot; b) przeczytać przyczepę książek SF, żeby nie dublować cudzych pomysłów; c) talent literacki, żeby nie popaść w grafomanię; d) motywację, że ktoś to przeczyta, bo na listy bestsellerów obecnie SF raczej nie trafi. A i tak proza SF, choćby najlepszego sortu, za kilkanaście, góra kilkadziesiąt lat, może okazać się naiwną ramotką, co nie ominęło nawet (zwłaszcza) Lema.
Wattsowi się udało – ma sporą wiedzę (jest biologiem, ale oblatanym i w innych dziedzinach), sporo SF przeczytał, no i zgrabnie pisze – bardziej ‘user friendly’ niż Dukaj, ale też chodzi mu o prostą (powiedzmy…) ekstrapolację (tylko sto lat naprzód), a nie o wymyślane od podstaw ontologie odmiennych światów. Miał po prostu kilka zupełnie nieortodoksyjnych pomysłów na temat hipotetycznych Obcych, zaczerpniętych z różnych, czasem dość odległych od siebie dziedzin nauki . Oczywiście, jak to najczęściej bywa w SF, Obcy są tutaj tylko po to, by uwypuklić nietypowość / przypadkowość / wyjątkowość gatunku zwanego homo sapiens. Po kolejnych historycznych demitologizacjach naszej wyjątkowości – Kopernik, Newton, Darwin – Watts demitologizuje (oczywiście w ramach literatury, choć obficie czerpiącej z nauki – w końcu to SF) owe niespotykane w przyrodzie połączenie inteligencji i świadomości, umożliwiające nam loty w kosmos, pisanie książek, a nawet recenzji do nich. Pokazuje, że teoretycznie możliwe jest wyewoluowanie takich istot, u których te cechy wyglądają zupełnie inaczej (albo które… w ogóle ich nie posiadają, a mimo to mogą pofrunąć sobie w siną kosmiczną dal i prowadzić dialog z innymi gatunkami – a może tylko ten dialog symulować, ale w taki sposób, że mnie by na pewno wyprowadzili w pole). W każdym razie, po przeczytaniu książki różne wizerunki startrekowych czy starwarsowych Obcych wydadzą Wam się okrutnie naiwne, o zielonych (czy niebieskich) ludzikach nie wspominając. Poza tym mamy w powieści sporo dywagacji o działaniu ludzkiego mózgu, o jego relacji ze zmysłami (wzrokiem na przykład – wyjaśni się między innymi tytułowe ślepowidzenie), po zapoznaniu się z którymi dojdziemy do wniosku, że empiryzm – poleganie tym, co możemy zobaczyć – na chyba najgłupsza z filozofii. Mamy też ciekawe ‘naukowe’ odświeżenie mitu wampira (homo sapiens vampiris, rzekomo egzystujący w prehistorii wraz z homo sapiens i praktykujący kanibalizm) i trochę dywagacji na temat rozwoju technicznego, choć tutaj autor jest może mniej oryginalny i przewiduje nowe wspaniałe wirtualne światy i zaświaty (i radykalne wyludnienie zamiast przeludnienia).
A pomimo tego całego bagażu naukowego mamy, zaskoczenie zupełne, dość lekkie i sprawnie napisane czytadło, językiem zrozumiałym nawet dla laika – fajna historia o kontakcie z Obcymi w roku około 2100, którzy przyfrunęli do Układu Słonecznego. Historia dość kameralna, nie jest to space opera w stylu „cały kosmos dla nas”, cała akcja toczy się w okolicach i wewnątrz artefaktu Obcych, o wiele mówiącej nazwie Rorschach, do tego cała ludzka (i postludzka) załoga robiąca kolejne podchody. Ten kontakt wykracza poza znane z SF schematy: konflikt? Przybycie w pokoju? Cel poznawczy? Budowa międzygalaktycznej autostrady, biegnącej prosto przez Układ Słoneczny? Najbliżej autorowi tutaj do niezrozumiałego solaryjskiego oceanu Lema (ale też Rorschach przypomina Strefę Strugackich), ale nawet tam była jakaś próba skierowanego do nas „dialogu”, czyli założenie istnienia jakiejś formy świadomości, chociaż być może to był taki odpowiednik dialogu człowieka z kurą. Watts idzie dalej, sugerując, że pojęcia „dialog”, „świadomość”, „inteligencja” też są okrutnie antropocentryczne. A wszystkim rządzi biologia, ale – kolejna niespodzianka - niekoniecznie geny (tak tak, w posłowiu Watts twierdzi że obecnie naukowcy coraz odważniej twierdzą, że geny też są „mocno przereklamowane”).
Na końcu powieści mamy obszerną bibliografię prac naukowych, z których inspiracje czerpał autor, plus wspomniane posłowie, wyjaśniające, co autor miał na myśli, co jest bardziej „fiction”, a co bardziej „science”, i skąd to wziął. Duży plus, szkoda że inni czegoś takiego nie robią… Idealna SF, gdzie wyobraźnia zaprzęgła naukę, czego efektem są czasem takie rzeczy, o których filozofom się nie śniło. Sporo pomysłów na Obcych autor czerpał z wiedzy o autentycznych ośmiornicopodobnych stworach zamieszkujących głębiny oceanu, co poniekąd jest dowodem na poparcie tezy niechętnych fantastyce krytyków, według których rzeczywistość jest o niebo ciekawsza niż wymyślone ufoludki. W większości przypadków zapewne tak, ale na szczęście są wyjątki, jak ta książka.
Polecam – to, co najlepsze w SF początku XXI wieku.