„Slapstick to rodzaj komedii filmowej, stworzony przez amerykańskiego reżysera Macka Senneta. Charakteryzuje się dużą ilością ruchu, postacie są mocno przerysowane i przeżywają groteskowo niebezpieczne przygody.”
Muszę wspomnieć tutaj, ze była to moja pierwsza „randka” z „wypisinami” Kurta Vonneguta. Nie zawiodłam się. Jest on prawdziwym Kowalem pałającym miłością do swego kowadła. Wszystko rozpoczyna Prolog, w którym autor uświadamia nas, ze nigdy nie będzie bliższym napisania autobiografii niż teraz. „Moja książka opowiada o życiu, na jakie mam ochotę”. Swój talent pisarski uważa za gadżet, dzięki któremu może zarabiać na życie. Koloryzuje, maluje istne graffiti, które my chętnie czytamy. Autor zasypia. I śni mu się powieść... ...rozpoczynająca się od słów „do wszystkich zainteresowanych ...” W śnie przyjmuje imię Wilbur Żonkil-11 Swain, jest byłym Prezydentem Stanów Zjednoczonych. Mieszka sobie z 16-letnią wnuczką i jej kochankiem w zupełnej samotni. Najbliższa sąsiadka Vera Wiewiórka-5 Zappa mieszka w promieniu półtora kilometra. (i budową przypomina hydrant, jak wspomina Żonkil-11). Żonkil-11 jak przystało na Byłego Prezydenta jest w słusznym wieku, ma już objawy starczej czkawki – Hej ho!, i erekcję niż tego ni z owego. „Przyciąganie ziemskie jest dziś bardzo słabe. W rezultacie mam erekcję.” Żonkil-11, jeszcze wtedy Wilbur, raczy nas szczegółami z dzieciństwa, kiedy to wraz z siostrą Elizą zamieszkali w opuszczonym domu. Znaleźli się tam, gdyż lekarz rodzinny, mając na uwadze mongolizm rodzeństwa, orzekł, że są spokrewnieni z rodzicami nie bardziej niż krokodyle. Hej ho. Rodzice odwiedzali jednak rodzeństwo. „Jak się miewacie? – pytał ojciec podczas nielicznych wizyt – Pamiętacie kim jesteśmy? Skonsultowałem się z Elizą niespokojnie, śliniąc się i mamrocząc coś w języku starożytnych Greków. ” Rodzeństwo przeprowadza ze sobą szereg rozmów. „Faszyści to ludzie, którzy wierzą, gdy ktoś im wmawia, ze są nadludźmi. (...) A potem chcą, by wszyscy zginęli.” Często jednak łapali się na tym, ze rozmowy ich prowadziły do nikąd. Nie sposób streścić tej książeczki w króciutkiej recenzji. Przeczytajcie a będzie wam dana odpowiedź na wiele pytań, z pozoru nieistotnych, a jednak będących. Pytających i cierpliwie czekających na odpowiedź. Książka nie wymaga może takiego wytężenia mózgowego, jak inne książki Kurta – choćby Rzeźnia Numer Pięć czy Niedziela Palmowa. Trafiają się jednak myśli naprawdę oryginalne. Życie jest błazeńską farsą. Jedną wielką groteską. Z humorem pisanym czarnym atramentem, nie inaczej. Po przyczytaniu poczułam się jak kukiełka w Boskim Teatrze. A my jesteśmy kukłami w boskim teatrze... Kto wie...