W internecie wciąż krążą informacje o zbliżającej się premierze filmu "Siedem minut po północy", który podobno ma stać się hitem. Szczerze mówiąc po przeczytaniu opisu, nie zobaczyłam w tym filmie nic wyjątkowego. Ale jeżeli po raz enty czytam, że zarówno książka, jak i film to arcydzieło to w końcu decyduję się najpierw przeczytać książkę, a jeżeli mi się spodoba, obejrzeć ekranizację. I dobrze zrobiłam...
Trzynastoletni Conor nie jest taki, jak chłopcy w jego wieku być powinni. Jest bardziej jak dorosły, sam musi robić sobie śniadanie, wynosić śmieci, czy przygotowywać pranie. W odróżnieniu od rówieśników nie ma wyjścia, musi być silny dla swojej chorej na raka matki. Jest bardzo dobrym dzieckiem, nie sprawiającym problemów. Conora dręczy wciąż jeden i ten sam koszmar, który jest jego wielką tajemnicą i której nikomu nie zamierza zdradzić. Pewnej nocy, siedem minut po północy słyszy swoje imię, ktoś go woła. Okazuje się, że to drzewo, cis, rosnące za oknem i przyjmujące postać potwora. Większość dzieci byłoby przerażonych widząc coś takiego, jednak dla Conora nie jest to najgorszy koszmar z możliwych. Jego dręczy inny, nawiedzający codziennie w snach. Potwór chce od chłopca jednego - prawdy, a przecież Conor nie może jej wyjawić...
"Siedem minut po północy" można uznać za książkę dla dzieci. W końcu opowiada o trzynastolatku, który spotyka potwora, prawda? Ale jest to książka dla dzieci napisana w sposób, w jaki napisałby ją Roald Dahl, czy Antoine de Saint-Exupéry - czyli historia kryjąca o wiele więcej, taka, w której skrywane są takie tematy jak samotność, smutek, przyjaźń, rodzina, miłość. To niesamowita książka o ogromie obciążeń związanych z odpowiedzialnością w zbyt młodym wieku i o żalu po stracie najważniejszej osoby w życiu. To książka z gatunku tych, które łamią serce, które przeżywamy mocniej niż inne. To jedna z tych opowieści, przy której płaczemy nie tylko z wielkiego smutku, który został wywołany zakończeniem, ale płaczemy, bo zrozumieliśmy przesłanie. Ludzie to skomplikowane potwory, a ich życie to niekończące się sploty rożnych wydarzeń, których nie można przewidzieć. Nie zawsze wszystko układa się tak, jak byśmy pragnęli, nie wszystko jest takie proste, jakie powinno być. Czasem nasze uczucia są dla nas samych tak przerażające, że nie chcemy ich czuć, próbujemy się ich pozbyć. Ale trzeba się zmierzyć z tym, co daje mam życie. Myślę, że każdy na swój sposób podejdzie do tego dzieła, ja tak to właśnie zrozumiałam.
Trzy historie opowiedziane przez cis początkowo nic nam nie mówią. Conor ich nie rozumiał, według niego były głupie, ale w końcu dochodzimy do tego, jaką kryją w sobie wyjątkowość i do czego potwór zmierzał dzięki ich opowiadaniu. Potwór dał naszemu bohaterowi wyjątkową lekcję. Wybudził Conora z otępienia i wykrzesał z niego wrażliwe, intensywne i niekontrolowane emocje, nad którymi my, jako istoty ludzkie z trudem utrzymujemy kontrolę, a chłopiec za długo je w sobie trzymał: jego obawę o zdrowie matki, nienawiść do babki która chciała zabrać go z dala od ukochanego rodzica, smutek spowodowany dorastaniem bez ojca i samotność, którą czuł w szkole, będąc otoczonym przez ludzi, którzy litując się nad nim unikali go lub zastraszali. Aby uzyskać wewnętrzny spokój i uleczyć siebie Conor musiał wyjawić prawdę i przestać oszukiwać samego siebie.
Po raz pierwszy otwierając książkę i czytając pierwsze zdanie, nie sądziłam, że tak krótka książeczka może być tak wspaniała i wywołać tyle emocji. Zanim się obejrzałam przeczytałam 200 stron i odłożyłam ją ze łzami w oczach. Myślę, że nie muszę jej polecać, bo z mojej recenzji sami możecie wywnioskować, że jest warta przeczytania. Czasem krótkie historie są więcej warte niż wielostronicowe powieści.