Ksiazka Janusza L. Wisniewskiego "Na fejsie z moim synem" to piekielna lektura. Czyta sie ja trudno, gdyz nie ma rozdzialow. To powiesc - rzeka, a raczej wywody na rozne tematy przebywajacej w Piekle matki. W tym "Styksie" slow napotkac mozna na "szlam" przyprawiajacy o mdlosci, jakim sa motywy wynaturzonej seksualnosci czlowieka. Czasami "utknac mozna na mieliznie", gdy Pani Irena, chcac przypopodobac sie swojemu synowi-naukowcowi, przytacza rozne naukowe teorie. Mozna by bylo przy tym zasnac, gdyby nie barwny, pelen humoru jezyk, ktory opisze wszystko, co pomysli glowa. Trzeba przyznac, ze osoby, ktore spotyka teraz na swej drodze Pani Wisniewska, do "swietych nie naleza" i maja wplyw na to, o czym ona pisze.
Tym samym ksiazka ukazuje do czego zdolna jest natura ludzka. Stawia pytania, dlaczego czlowiek jest taki jaki jest. Czy zalezy to tylko od sekwencji aminokwasow w lancuchu DNA? Czy jego zycie to kwestia przypadku, czy Wola, a moze jakis Projekt, Boga? W jaki sposob jeden uczynek, takiego np. Judasza, moze zmienic losy ludzkosci na tysiace lat...
Do najbardziej wzruszajacych naleza jednak wspomnienia z zycia rodziny Wisniewskich w epoce PRL-u. Rozczulajaca jest ich milosc i rozbrajajaca rzeczywistosc. Jakby to ujela Pani Irena, momentami "mozna sie zesikac ze smiechu", czytajac o owczesnych absurdach.
Po lekturze nasuwa sie wniosek, ze niezaleznie od tego ile fakultetow czlowiek by nie skonczyl i tytulow naukowych nie zdobyl, w sprawach naprawde waznych, nikt nie doradzi mu tak dobrze jak wlasna matka. Nawet jezeli nie dane jej bylo zdrobic matury.
Ksiazka jest niebanalna. Warto ja przeczytac.