Skończyłam czytać "My Naród Tomasza Lisa, po czym zaczęłam zastanawiać się ile stron liczyłaby ta książka gdyby wyrzucić z niej wszystkie natrętne powtórzenia. Pewnie miałbym wtedy przed sobą cienką broszurkę, która mogłabym prawdziwie docenić i o której napisałabym wyjątkowo przychylna recenzje. Niestety dane mi było wertować 256 stron nieustannego przestawiania szyku zdań, jakby autor założył, ze my naród potrzebujemy wielokrotnego przeczytania jednej myśli, aby ją w pełni zrozumieć (czyżby przyjąć to za subtelną sugestia, że cześć z nas nie rozumie o czym czyta ;)). Książka z założenia pewnie miała nieść pozytywne przesłanie (i dobrze się sprzedać) sam pomysł szczytny zarówno pierwszy jak i drugi, wykonanie na czwórkę z minusem.