„Legion potępieńców”, tak jak każda z powieści Svena Hassela, jest lekturą dla osób, które nie lubią owijania okrutnej prawdy w bawełnę. Historia ta opowiada o tym, że wynikiem wojny są wszechobecne straty – opowiada o tym w sposób bezpośredni, momentami przerażający, ale zachowując przy tym wielkie walory literackie, co jest jedną z charakterystycznych cech twórczości tego autora.
Jeśli ktoś skazany jest na śmierć – śmierć pod przykrywką najsłuszniejszej sprawy, pod piękną otoczką propagandy dla mas, to jest osobą, która z pewnością może mówić o wojnie i jej realiach. Karna jednostka Wehrmachtu, w której służył Sven Hassel, to grupa idąca na pierwszy ogień. Śmierć towarzyszy im o każdej porze dnia i nocy, co sprawia, że stają się ironicznymi cynikami, z pozoru niewrażliwymi maszynami do zabijania. Jednak każdy z tych ludzi ma serce – obserwują śmierć przyjaciół, znoszą widoki, jakich większość z nas nawet nie chciałaby sobie wyobrażać, czy widywać w najgorszych snach. Na zawsze zostaje na nich wybite piętno wojny, o wiele okrutniejszej i bardziej wynaturzonej, niż człowiek żyjący w czasie pokoju może sobie wyobrazić.
Wydaje mi się, że jednym z przesłań w sposób niewymuszony i naturalny zawartych we wspomnieniach Svena Hassela i odbieranych podświadomie przez czytelnika jest ogrom strat, które wojna przynosi każdej z walczących stron. „Legion potępieńców” pokazuje wojnę, jakiej nie znamy z przemówień, wielkich akcji, czy nawet powszechnie znanej historii – pokazuje ją z wieloma znaczącymi, aczkolwiek trudnymi szczegółami, zwracając uwagę na człowieka ubranego w mundur zwycięzcy i wysłanego na pewną śmierć pod patronatem szalonych iluzji i niezależnych od niego, obłąkańczych ambicji i planów. Tysiące zniszczonych istnień, umysłów nakarmionych ideami, które nie istnieją, ludzi zniszczonych fizycznie i psychicznie, przez nieludzki strach i niszczone w każdej minucie nadzieje – właśnie taki obraz działań wojennych stwarza „Legion potępieńców”, jako pierwsza z wielu powieści Svena Hassela.