Akcja kolejnej po "mechanicznej pomarańczy) książki Anthonego Burgess'a, podobnie jak u poprzedniczki, rozgrywa się wśród londyńskiej żulerii. W odróżnieniu od poprzedniczki nie jest jednak wizją futurystyczną lecz realistyczną, choć nie stroniącą od przejaskrawiania i groteski. Burgess - kompozytor/pisarz kreujac głównego bohatera postawił na drógą ze swych pasjii bowiem uczynił nim Edwina - akademickiego wykładowcę lingwistyki, który z powodu nagłego omdlenia trafia do kliniki zajmującą się wszelkimi schorzeniami neurologicznymi. Dla człowieka z wyższym wykształceniem szpitalna ignorancja i tępota staje się na tyle nieznośna ze postanawia on ze szpitala uciec. Jednak prawdziwy szok czeka lingwistę dopiero w zetknięciu z wulgarnym, rządzącym się własnymi, dosyć oryginalnymi, prawami londyńskiego półświatka. Burgess starając się kreśląc pozbawiony skrupułów, niemal zautomatyzowany, pełen schematycznych zachowań świat nie zapomniał również o humorze. Śledząc poczynania Edwina w bezpardonowym pijackim świecie śmiałem się do rozpuku. "Doktorze, lecz się sam" budzi oczywiste skojarzenia z "Lotem nad kukułczym gniazdem" Keyseya, jednak powieść Burgess'a wydana została dwa lata wcześniej, stając się preludium, a może również inspirację wspomnianego dzieła.