Ewangelia według Mackenziego
Kwestia wiary jest bardzo delikatnym tematem, którego zazwyczaj nie porusza się w towarzystwie. Nasze relacje z Bogiem są owiane tajemnicą, a czcze deklaracje chrześcijaństwa lub innej wiary i wizyty w kościele, bez prawdziwego umiłowania Pana tak naprawdę są niczym nie znaczącym manifestem. Dopiero prawdziwe zespolenie się ze Słowem Bożym i życie w imię przekonań i wielkiej miłości Jezusa do ludzi świadczy o wierze (do jakiejkolwiek religii by należał wyznawca).
Każdy z nas od dzieciństwa kryje w sobie inne wyobrażenie Pana, a także Świętej Trójcy. Dla jednych Bóg będzie mądrym ojcem z długą białą brodą; dla innych pełną miłości kobietą. Dla jednych Bóg będzie też dobrocią, źródłem pocieszenia i zbawienia, inni zaś, pokrzywdzeni przez los, bardzo często widzą w nim despotę i okrutnika, który rozsiewa kary i skazuje na wieczne potępienie. Właśnie taki obraz Stwórcy ma Mackenzie, bohater książki „Chata”. Autor, William P.Young ze względu na tematykę jest określany mianem naśladowcy Paolo Coelho, ale według mnie jest to porównanie nie tyle nietrafne, co nawet krzywdzące obu pisarzy. Nie sposób bowiem porównywać autorów, a ich teksty, choć oscylują na pograniczu psychologii, filozofii i dogmatów wiary, tworzą zupełnie inny klimat.
„Chata” przepełniona jest bólem ojca, który stracił swoją ukochaną córeczkę, małą Missy. Ślady odnalezione w starej chacie na odludziu wskazują, że została ona brutalnie zamordowana. Ciała dziewczynki nigdy nie odnaleziono, zaś serce Mackenziego pokryła twarda skorupa, jego ból stał się bezustannie jątrzącą się raną. Ojciec obwinia za to co się stało Boga, złorzecząc na jego postępowanie i decyzje. Nie może się pogodzić z tym, że Missi przyszła na świat po to, by w tak okrutny sposób go opuścić.
Wszystko zmienia się, kiedy pogrążony w smutku mężczyzna otrzymuje list, w którym Bóg zwany Tatą zaprasza go na spotkanie w owej opuszczonej chacie. Przyjmując to zaproszenie (a może wyzwanie?) Mackenzie wkracza do innego świata, gdzie Bóg jest murzynką, eterycznym zefirkiem, to znów mędrcem i piechurem. Dodatkowo specjalizuje się w znakomitych wypiekach, swego syna Jezusa, a jego/jej dowcip jest cięty, riposty wyszukane.
Weekend spędzony w tak niecodziennym towarzystwie pozwoli bohaterowi „Chaty” zmienić całkowicie swój stosunek do wiary, uczy się on także bezwarunkowego zaufania, miłości bez oczekiwań oraz sztuki wybaczania. To, co przeżyje w towarzystwie Pana będzie miało nieodwracalny wpływ na jego dalszy los i relacje z ludźmi oraz na...dusze czytelnika.
William P.Young w przekorny sposób konfrontuje nas z ograniczonymi sądami, przekonaniami, poddaje w wątpliwość prawo do oceny i wydawania opinii. Poprzez Boga uczy nas kochać siebie i innych, podejmować chociażby najmniejsze wysiłki by zmienić świat na lepsze. Autorowi udało się przy tym uniknąć moralizowania, język książki jest też daleki od akademickiego wykładu czy kościelnego kazania.
„Chata” jest przepiękną opowieścią o cudzie jakim jest świat i o ogromnej miłości Boga do swoich dzieci (jakiekolwiek by one nie były). A skoro człowiek jest stworzony na boże podobieństwo nie pozostaje nam nic innego, jak obdzielać wszystkich dobrocią i wierzyć, że dzięki temu świat będzie choć troszkę lepszy.
Justyna Gul