Można by rzec, że Dora w końcu znalazła swoje miejsce na ziemi. Przeprowadziła się na stałe do Thornu, do dużego, pięknego mieszkania, które wyposażyła również w zabójczo przystojnego i pewnego siebie diabła Mirona oraz nieśmiałego, tajemniczego anioła Joshuę. Od wydarzeń, które miały miejsce w poprzednim tomie, nieświęta trójca nie opuszcza się na krok - często śpi w jednym łóżku, a nawet prowadzi prywatną działalność detektywistyczną, przyjmując swoich klientów w Szatańskim Pierwiosnku.
Znacie to prawo natury, które mówi, że nigdy nie może Wam być całkowicie dobrze lub całkowicie źle? Nie? Cóż, ja przekonuję się o jego istnieniu codziennie, a nasza Jada przeczuwa coś od pierwszego spotkania z dość nietypową, arogancką, narcystyczną klientką, która nie przyznaje się do swojego pochodzenia i... po prostu - sama w sobie jest antypatyczna. Wkrótce potem na wiedźmie barki spadają kolejne problemy - dwa wampiry, którym niedawno uratowała życie, znów znikają w tajemniczych okolicznościach (a wszystkie podejrzenia, tradycyjnie, spadają na tego, kto tylko starał się pomóc...), nie mówiąc już o kolejnym mordercy, który grasuje na magiczne stworzenia. Tym razem jednak za wszelką cenę stara się swoimi postępkami skłócić rasy i doprowadzić do krwawej wojny. Czy Dora, Miron i Joshua zapobiegną tej katastrofie?
Historia Dory Wilk uderza do głowy jak wino. Pozwala się totalnie oderwać od rzeczywistości, odprężyć, zrelaksować. Język autorki sprawia, że wzrok po kolejnych kartkach płynie samoistnie, a ręce, jak w transie, przerzucają następne strony. Tak, jak to było w przypadku części pierwszej, nie da się tej powieści odłożyć na bok i zająć czymś innym. Fabuła jest na tyle wartka i ciekawa, że zajmuje nam jakieś dziewięćdziesiąt procent myśli i nie puści, póki nie skończymy czytać.
Gdybym miała ogon, to zamerdałabym na samo wspomnienie lektury. Ostatnio, przez dość długi epizod mojego życia, wybierałam dla siebie paranormale nieodpowiednie dla mojego wieku. Trudno mi było przyznać, że po prostu nie bawią mnie już powieści o nastolatkach (przynajmniej znacząca większość). Chcę czegoś dla mnie. Powieści, w której bohaterki nie zadowolą miłosne podchody i skradzione pocałunki. "Bogowie muszą być szaleni" to historia, w której występuje pożądanie, seks i problemy znacznie poważniejsze, niż "O nie, moi rodzicie dali mi szlaban!". To pozycja dla tych, którzy wyrośli już z naiwnych lektur dla nastolatek i mają ochotę na coś ostrzejszego, ale napisanego z dobrym smakiem, humorem i inteligencją.
Jadowska, pisząc tę część, zapewne siedziała przy takim wyimaginowanym kotle starej wiedźmy i wlewała do niego (mierząc wszystko z precyzją zegarmistrza) płyny z fiolek, które nosiły takie etykiety: "kryminał", "fantasy", "romans", "sensacja", "garść mitologii i innych religii", oraz "szczypta humoru". Wymieszała to z nie mniejszym skupieniem i podała nam, czytelnikom, z nadzieją, że nam się spodoba. I spodobało się bardzo.
Nie byłabym jednak sobą, gdybym trochę nie ponarzekała (może dzięki temu nie dostaniecie cukrzycy od mojego ciągłego zachwalania tej serii?). "Bogowie muszą być szaleni" stracili nieco w moich oczach i w porównaniu do "Złodzieja dusz" wypadają bardziej blado. Dlaczego? Od razu uprzedzam, że będę trochę spoilerować. Pani Aneta Jadowska pokochała swoją bohaterkę miłością, którą tylko ktoś, kto kiedyś napisał jakiś dłuższy utwór, potrafi zrozumieć. Można pokusić się o delikatne porównanie tego stanu do miłości matczynej, czyli takiej, w której dla dziecka chce się jak najlepiej. Autorka chyba również mocno identyfikuje się ze swoją postacią (w końcu magiczne imię Dory - Jada nie wzięło się znikąd). Niestety, przez te dwa fakty, Dora staje się nagle hybrydą prawie wszystkich magicznych stworzeń występujących w książkowym uniwersum. Nie twierdzę, że to zupełnie źle, bo czytanie poszczególnych reakcji wiedźmy na kolejne rewelacje o swoich korzeniach i nowo nabytych umiejętnościach, było niezmiernie zabawne, ale ja lubię kierować się powiedzeniem "Co za dużo, to niezdrowo". Kolejną, dość denerwującą rzeczą, były stosunki między Dorą i aniołem oraz Dorą i diabłem. Zadziwiający był fakt, że Miron zawsze budził się ze snu pierwszy, by zyskać więcej "czasu antenowego" z wiedźmą i wytłumaczyć coś, co czytelnicy wiedzieli od samego początku - że ona zawsze była tylko jego. I chociaż uwielbiam Jadę, to w pewnym momencie miałam ochotę ukręcić jej łeb przy samym tyłku - po co zwodzić tego biednego Joshuę? Nie lepiej raz wyłożyć mu prawdę i pozbyć się kłopotu raz na zawsze? Przynajmniej mniej by wycierpiał.
Mimo tych dwóch zgrzytów, książkę nadal oceniam bardzo pozytywnie. Ta część obfitowała w wiele rewelacji (Witkacy, dwie osobowości Katii, przeszłość Mirona i Joshui, wampirza polityka, odwiedziny w piekle) i nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Seria o Dorze Wilk skradła moje serce i wywalczyła sobie pozycję na honorowej półce.