Najnowsza książka Konrada T. Lewandowskiego jest powieścią ważną, zarówno jako przykład świeżego spojrzenia na konwencję fantastyki religijnej, ale też jako nie przebierająca w słowach polemika z polskim katolicyzmem i patriotyzmem, które każą widzieć metafizyczny „sens dodatni” w naszych kolejnych narodowych katastrofach. /
Fabuła przedstawia się następująco: przez dzieje Polski wędruje korowód demonów, walnie wpływając na naszą historię, jak też wysłanych z woli Boga (nazywanego tu pieszczotliwie Naczelnym) aniołów, starających się owe diabelskie zapędy powstrzymać. To z owej anielskiej perspektywy prowadzona jest większość narracji. Ciekawa jest tutaj waloryzacja tego, co w historii Polski było demonicznej proweniencji, a co – angelicznej. Przykładem tej pierwszej są nieudane i niepotrzebne powstania, zbiorowe histerie, stosy, insurekcja kościuszkowska – wszędzie tam, gdzie rozum spał, budziły się demony, nakazując Polakom walczyć przy dysproporcji sił, środków i braku planu. Natomiast wszelkie okresy spokoju i złote wieki zawdzięczamy dyskretnej ingerencji anielskiej i własnemu opamiętaniu. /
Taka przewrotna interpretacja naszych dziejów stoi w całkowitej opozycji wobec np. mitologizujących narracji Rymkiewicza (dla którego Powstanie Warszawskie jest najważniejszym wydarzeniem w naszej historii) czy polityki historycznej Kaczyńskich – a jest o tyle ciekawsza, że czyniona z ewangelią w ręku. Szkoda tylko, że to perspektywa ostentacyjnie antykatolicka, prześcigająca momentami Dana Browna – dla Kościoła katolickiego nie ma miejsca nie tylko na tym świecie; nawet w zaświatach Bóg już postawił na nim krzyżyk. Właściwie wszystkie instytucje, jako związane z ziemią byty telluryczne, są złe z natury. /
Ciekawe są w powieści próby łączenia języka fizyki i metafizyki – opętana dziewczynka przebywa w inkluzji czasoprzestrzennej, egzorcyzm powoduje robaczą czarną dziurę w czasoprzestrzeni, a anioły potrafią dokonywać kreacji ex nihilo, manipulując rzeczywistością na poziomie fluktuacji kwantowych. Metafizyka w powieści jest odpowiednikiem nauki w klasycznej SF i magii w fantasy – stanowi motywację zachodzących zjawisk. Dlatego też powieść nie przynależy do wyżej wymienionych konwencji, jest natomiast fantastyką religijną. I nie chodzi tu tylko o obecność aniołów (jak u Kossakowskiej czy w paranormal romance), ale o perspektywę religijną całości. Autor zastosował tu teologię chrześcijańską (protestancką) konsekwentnie, choć czasem czerpie też z legend czy z popkulturowego okultyzmu i pozwala sobie na pewne spekulacje, zwłaszcza co do natury zaświatów, to jednak stara się mieścić w chrześcijańskiej wykładni. Cuda, w rodzaju objawień maryjnych, nie są tu racjonalizowane i odzierane z sacrum, przeciwnie, mają jak najbardziej metafizyczne źródło, tyle że często są efektem działań demonicznych, nie boskich. Bóg i aniołowie mają zresztą często spętane ręce – kłania się Zasada Zachowania Wolnej Woli, filozoficzny koncept autora, uzasadniający np. postępowanie wobec aniołów wobec ludzi. Czasem ma to zabarwienie humorystyczne – aniołowie, po ukazaniu się ludziom, zachowują się jak faceci w czerni, zacierając pamięć o własnym objawieniu się… /
Właśnie – humor. Pomimo swojego ciężaru gatunkowego, powieść Lewandowskiego jest napisana lekkim stylem i często potrafi naprawdę rozśmieszyć. Źródłem humoru są główne postacie – Sławomir Zaleszczuk, anioł-ateista, posługujący się językiem gomułkowskiego komunisty i racjonalizujący swoje rzekome halucynacje; Leokadia-Ośka – wyszczekana warszawianka, awansowana po śmierci na serafina; wreszcie wplatający makaronizmy siedemnastowieczny husarz Jan Seweryn Mierzejewski. To oni towarzyszą głównemu narratorowi, niewymienionemu z imienia Aniołowi Dobrej Rady, w polowaniu na demony, ale sami często potrzebują pomocy żyjących. Tu autorowi udaje się czasem odejść od popkulturowych schematów walki ze złem za pomocą ognia, miecza i wody święconej i pokazać, że walka ta ma charakter przede wszystkim duchowy – polega ona na przełamaniu zwątpienia, wyzbyciu się egoizmu czy szlachetnym buncie w słusznej sprawie. /Mimo czasem przesadnego demonizowania zjawisk zasługujących na krytykę i potępienie, kiedy to polemiczna natura autora bierze górę nad obiektywizmem, powieść Lewandowskiego zasługuje na uwagę – choć pewnie Rymkiewicz do niej nie sięgnie, stanowi ona jak do tej pory najcelniejszą polemikę z jego historiozofią – kolektywizmowi, irracjonalnemu romantyzmowi i pogańskiemu zamiłowaniu do destrukcji i autodestrukcji Lewandowski przeciwstawia chrześcijański racjonalizm i indywidualizm. Nie tyle burzy pewne mity, co nadaje im przeciwny wektor sensu moralnego, licząc tym na rzetelną dyskusję o religii i historii. Tylko kto się jej podejmie?