Tuwim człowiekiem był niespotykanym. Obdarzonym ogromną dawka humoru, ironii pełnym i straszliwie absurdalnym. Istny człowiek renesansu, piszący wierszyki dla najmłodszych, erotyki dla starszych, znany z buńczucznych wystąpień i niekonwencjonalnych zachowań.
Tym razem przedstawić wam chciałam autora „Lokomotywy” w zupełnie innym świetle, bowiem jako… autora pozycji słownikowej! I to nie byle jakiej pozycji, słownika mianowicie pijackiego. Ze słownikami wszelkiej maści jest różnie – wybitny autor, tworzący wybitne dzieło na trwałe zapisuje się na kartach historii literatury, twórca słowników z kolei, choćby i owa księga jego była najlepsza, traktowany jest nieco po macoszemu, wszak słowa dość szybko umierają śmiercią naturalną, zastępowane są przez nowsze, bardziej na topie. Czy jednak „Słownik pijacki” z jego bogatą szata słowną może się przedawnić? Zdezaktualizować? Nie wydaje mi się. Kultura picia i związane z nią słownictwo było, jest i będzie. Tak więc śmiało możemy chwytać za księgę tuwimową, i cieszyć się nią, gdyż powodów do radości daje nam masę.
We wstępie ów szalony poeta pisze, że straszliwie dotknął go brak słownika tego pokroju. A naród pijaków, jakim to mianem określił swoich rodaków, powinien nieć mądrą księgę tego pokroju. Co pomyślał, to i wykonał – teraz nie pozostaje nam nic innego jak pogrążyć się w bachusowym szale i cieszyć stekiem pijackich neologizmów.
Czytelnik na kolejnych stronach poznaje synonimiczne szeregi prostych czynności, zjawisk i stanów związanych ze spożywaniem napojów procentowych. Tak więc bezbarwne słowo „pić” z powodzeniem zastąpić można szeregiem barwniejszych – czyścić ampułę, dudlić, modlić się do Bachusa czy mało wyszukane zasikiwać się winem. „Wódka” to nic innego jak boska obraza, czyściocha, okowita, niepamiętna woda czy wchechmogączka. Tuwim nie szczędzi nam określeń, jakich to użyć można w stosunku do osób lubujących się we wszelakich napojach – mamy tu takie kwiatki, jak: urżnięty jak makolągwa, w drobny mak, na miałko, w pień, w pestkę, na perłowo czy jak biedronka w siedem kropek.
Prócz tego mnóstwa określeń Tuwim raczy czytelników alkoholową poezję – Kochanowskiego, Naruszewicza, Bohomolca, Opalińskiego i Krasickiego. Któż by pomyślał, ze ci poważni poeci tworzyli tak rozpustne wiersze? Ba, nie tylko rozpustne, ale i szalone, magiczne i cudaczna, pełne wyznań prostych, płynących z serca (czego przykładem dwa rozczulające wersy autora, którego imię dla zasady zachowam dla siebie – „Jak ja bracia pić przestanę / to mój najpewniejszy zgon”).
Nic dodać, nic ująć. Pozycja wybitna, która zaciekawić potrafi każdego. Owa bachiczna antologia jest idealnym prezentem dla kogoś, kto w winie wietrzy mądrość. A któż dzisiaj jej tam nie wietrzy? Polecam. Zwłaszcza bachusowym sługom, kielichiewiczom, łapitrunkom, gardłom bez dna i innym winofilom. Na zdrowie.