Melrose pochodzi z bogatej "dobrej" rodziny z"właściwym" nazwiskiem i odpowiednimi przodkami. Wychowany przez pozbawionego uczuć, wyrachowanego, dominującego ojca, który siłą uczy pięciolatka, że życie zawsze będzie brutalne i twarde, oraz bezwolną, uległą, wiecznie pijaną matkę, doświadczający bicia i gwałtu, nie ma szans na "normalność" w dorosłym życiu. "Patrick Melrose" jest historią jego i jego zblazowanego, arystokratycznego świata; świata, który musi być szalony, skoro takie postacie jak David, jego ojciec, pedofil, są w towarzystwie pożądane, podziwiane; skoro takim typom dogadza się, tracąc własną godność i rezygnując z własnych opinii, jeśli tylko dzięki temu trafi się bliżej szczytu. Powieść, a właściwie trzy niewielkie zebrane w jednym tomie (dwie kolejne czekają na druk) czyta się nawet z zainteresowaniem. Oczywiście nie jest to jakaś wysublimowana narracja. I to chyba największa wada tego utworu - "łopatologia": narrator przeprowadza czytelnika przez całość trzymając za rękę, podtyka historię prosto pod nos, nie dając mu szansy na samodzielność, a wysiłek intelektualny sprowadza się w zasadzie do składania liter. Najmocniejszą stronę stanowią obrazki z życia arystokracji: fragmenty napuszonych rozmów na przyjęciu u jednego z bohaterów, w których jak na dłoni widać, że to świat próżnych, złośliwych, żądnych sławy i pieniędzy miernot. Z mojej strony cztery za historię, nieco mniej za sposób jej przedstawienia. Zaintrygowana losami Patricka skuszę się jednak na drugi tom.