Meksyk - kraj Ameryki Południowej, powierzchnia 2 mln km2, 122 mln mieszkańców, język urzędowy hiszpański, jednostka monetarna peso, numer kierunkowy 52. Tyle wie większość z nas w ramach elementarnej wiedzy o świecie. Że różnice klasowe powodowane sytuacją materialną - tego uczą nas choćby amerykańskie filmy: mało to służby meksykańskiej w tamtejszych serialach? To że gosposia w amerykańskim domu będzie Maríą, a ogrodnik - José to pewne jak w banku. Że kartele i wojny narkotykowe - to równie oczywiste, przez Meksyk biegnie przecież "biały szlak" ku Stanom Zjednoczonym. Ale czy wiedzieliście o masowych, notorycznych porwaniach młodych dziewcząt? O wiecznym strachu rodziców, którzy wszelkimi sposobami starają się upodobnić dziewczynkę do chłopca? O tym, iż każde nowo narodzone w wiosce dziecko rodzice ogłaszają chłopcem, by uchronić córkę przed porwaniem? O uczennicach, które świadomie się oszpecają, by udawać uczniów? Wiedzieliście o ignorancji władz? I o tym, że mieszkańców Meksyku nie chroni nikt: ani policja, ani urzędnicy, ani prawo? Meksyk znajduje się w czołówce najbardziej skorumpowanych państw świata: rządzą nim w znacznym stopniu narkotykowi bossowie, a wieśniacy stają się ofiarami ich działań. Z meksykańskiej wsi możesz wydostać się na cztery sposoby. Raz: uda ci się (jeśli masz pieniądze, uczciwego przewodnika i szczęście) przekroczyć granicę ze Stanami Zjednoczonymi, a wtedy dołączysz do grona nielegalnych imigrantów. Dwa: staniesz się członkiem narkotykowego kartelu, a wówczas nie znasz dnia ani godziny. Trzy: jeśli jesteś ładną dziewczynką, pewnego dnia bądź pewnej nocy pojawi się przed twoim domem samochód, wysiądzie z niego kilku uzbrojonych mężczyzn i ci, nie pytając kogokolwiek o zgodę, zabiorą cię ze sobą. Będziesz kochanką, niewolnicą, pracownicą na narkotykowych plantacjach: własnością, przedmiotem, nie kobietą, nie człowiekiem. Sprzeciwisz się, zbuntujesz, spróbujesz się nie ugiąć - zginiesz: to ostatni sposób, by "opuścić" wioskę. "Modlitwa o lepsze dni" to historia wielu kobiet - tak wielu, że aż trudno uwierzyć -których losy odzwierciedla bohaterka powieści - Ladydi. Meksyk w powieści Jennifer Clement to świat pełen przemocy, przesądów, strachu, bezprawia. Matki boją się o swoje córki, córki boją się o swoją przyszłość, policja boi się gangsterów. Mafia płaci urzędnikom, korumpuje funkcjonariuszy, kupuje nowych członków. Tutaj, gdy znajdujesz ciało, zakopujesz je pod osłoną nocy, byle tylko nie zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi. Tutaj każdy defekt fizyczny staje się dla dziewczynki jej wybawieniem. Tutaj dzieci mają szansę na edukację tylko wówczas, gdy nauczyciel ma ochotę je uczyć: przecież i tak podpisze świadectwo końcowe, po co więc prowadzić zajęcia? I na cóż uczniom w tej zapadłej dziurze jakakolwiek wiedza? "Modlitwa o lepsze dni" to ten rodzaj powieści, przy której należy pominąć kwestię językową. Powieść powieścią jest bardziej z nazwy, bo w zasadzie należało by ją zaliczyć do literatury faktu: stąd też i język utworu bliższy dokumentowi niż wielkiej literaturze. Clement nie zamierzała stworzyć wybitnego dzieła literackiego. Pragnęła przekazać czytelnikowi porażającą, brutalną prawdę o meksykańskiej rzeczywistości, w którą tak trudno uwierzyć. Jeszcze trudniej uwierzyć w to, że świat patrzy i nie widzi; widzi a milczy.